wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozdział dziewiąty


Obudziła mnie mucha, która zasiadła sobie na moim nosie. Wkurzona wstałam z zamiarem zabicia jej, ale w ostatniej chwili się pohamowałam. Jeszcze cały dom bym postawiła na nogi. Na zegarze była 5:31, poszłam do łazienki, a następnie do pokoju, gdzie spał Olek. Głowa już mnie bolała, procenty jeszcze czułam, więc szybko usnęłam. O 8:15 obudził mnie syn. Wiedziałam, że czeka mnie ciężki dzień. Ubrałam małego i zeszliśmy do kuchni.
-Babcia!- krzyknął, na co ja się skrzywiłam. Pół tonu ciszej, poproszę.
-Dzień dobry- mruknęłam do mamy.
-O rany, Wiki. Ale Ciebie Adam urządził- zaśmiała się, widząc mój stan.
-Ja Przepraszam bardzo, ale już z szanownym teściem nie wypiję- Iwonka zaczęła się śmiać, podając mi kawę.- Nie ogarniam jeszcze.. Wzięłaby mama Olka? Ja bym poszła pod prysznic.
-No pewnie, idź. A my zjemy śniadanko.
Cieszyłam się, że teściowa zajęła się małym. Było mi cholernie niedobrze. Po prysznicu wyglądałam lepiej, ale czułam się fatalnie. Takie skutki picia wódki. Ubrałam czarno-biały dres, włosy związałam w wysoką kitkę i weszłam do kuchni, gdzie siedziała cała rodzinka.
-Dzień dobry tato- przywitałam się z teściem.
-No cześć córeczko. Ale dzisiaj duszno jest nie? Tak mi się pić chce, jakaś suchota na dworze- marudził, puszczając mi oczko.
-Noo, chyba już jest powyżej 30 stopni- i wyszczerz w kierunku ojca, na co mama w śmiech.- A co się tacie stało? Jakaś szrama na policzku?- uważnie mu się przyjrzałam.
-Rzuciła się na niego półka- wyjaśniła teściowa, śmiejąc się.
-Oj cicho Iwonka, Kuba nie słuchaj co mama opowiada. I jedz, bo o 10 do zoo jedziemy.
-Tata rypnął w półkę?- mały Kurek niedowierzał.
-Synek, mama okna pootwierała i taki przeciąg zrobiła, że mnie zarzuciło na nią- tłumacz, a ja tłumiłam śmiech, karmiąc Olka.
Czuję, że dzisiejszy dzień będzie pełen jęków, marudzenia i śmiechu. Nigdy nie pomyślałabym, że ot tak napiję się z teściem, a potem będziemy jeszcze razem się z tego śmiać, a nikt nie będzie miał o to pretensji. No prawie nikt, bo oczywiście mój mąż telefonicznie dał mi opierdziel. Ja jakoś zawsze musiałam być cicho, gdy on pił z kolegami. A ten szaleje tam w Spale i pewnie cała kadra wie, że porządziłam sobie z teściem. Oby tylko do Bydgoszczy tego nie doniósł. No ale Adamowi się nie odmawia.
-Ładnie wczoraj przesadziłaś. Co sobie mogli moi rodzice pomyśleć? Psujesz sobie opinię- już chciałam się odezwać, ale niee.- A jakby coś się Olkowi stało? Zachowałaś się nieodpowiedzialnie. Wiesz jak się wczoraj wkurzyłem? Nie mogłaś odmówić ojcu? Nie ma mnie kilka dni, a Ty już sobie solidnie pijesz. Ty poczekaj jak ja przyjadę, wtedy sobie pogadamy- i się rozłączył.
A niech on mnie już nie wkurza. Pojechał sobie i niech tam siedzi. Pasztet. Nie wiem co ja w nim widziałam, gdy braliśmy ślub. Przecież to gbur jest! Gbur i pajac! I pasztet.
No to po szklanie i do zoo.

*
Cały dzień razem z tatą zdychaliśmy. W bagażniku mieliśmy zgrzewkę wody, bo jak tu wytrzymać w taki upalny dzień – tak to sobie tłumaczyliśmy. Olek fascynował się słoniem, foką, żyrafą, no jednym słowem wszystkim. Mamusia chciała załatwić z szefem zoo, aby zostawić tatę tutaj. Niestety powiedzieli, że takich okazów nie przyjmują. Trudno. Może Bartka tu jakoś wcisnę. Na obiad zrobiliśmy gwizdane – już na dwa dni. Czyli nie ma obiadu. Wyszłam z Olkiem na spacer, bo przecież on nie chce siedzieć w domu, a szkoda. I nagle oświeciło mnie, że powinnam zadzwonić do mojego ukochanego paszteta. Od dziś tylko takie będzie miał określenia.
-Teraz nie mogę za bardzo rozmawiać, bo mam cały pokój panienek- usłyszałam, aż musiałam przysiąść na ławce.
-Okej, ja idę na wódkę z teściem. To się zdzwonimy później- powiedziałam i się rozłączyłam.
Mówiłam już, że to gbur? Niech on w ogóle mi się w domu nie pokazuje, biorę z nim rozwód, o! No patrzcie, łaskawca oddzwania teraz. Dobra, odbiorę.
-Cześć kochanie! Co robicie? My właśnie z obiadu idziemy- nawijał, śmiejąc się.
-Przepraszam bardzo, a panienki w pokoju? Pospiesz się, bo pewnie nie mogą się już doczekać!
-No żartowałem skarbie. Chciałem popsuć Ci humorek- śmiał się jak debil.
-Jak umrzesz pierwszy, to Ci napiszę na nagrobku „Bartek, ty świnio”- planowałam, a ten dalej ryje się. I weź tu z takim się dogadaj.
-Ej, ale zrobimy sobie taki grobowiec, nie?- pytał, a ja zaczęłam poważnie się nad tym zastanawiać.- Będziemy leżeli blisko siebie, w sumie obok siebie..
-A idź mi. Przysięgałam Ci, że do śmierci i ani dnia dłużej, więc Ciao Bella- weszłam z Olkiem na plac zabaw, gdzie mały od razu pobiegł do piaskownicy.
-Ale jesteś niemiła.. Nie taką żonę chciałem- i już zaczyna marudzić, dlaczego on jest moim mężem?!
-Taką sobie wziąłeś, to się męcz- i wielkim triumfalny uśmiech pojawił się na mojej twarzy.
-Chyba jakoś wytrzymam. Co robi Olo?
-Bawi się.. Chcesz go?- i nadeszła ta chwila, w której syn będzie pierwszy raz rozmawiał z ojcem przez komórkę.
-Cześć synku! Tu tatuś!- krzyknął, aż ja usłyszałam.
-Tata? Sześć! Co robiś?- odłożył wiaderko i z zainteresowaniem w oczach rozmawiał.
-Obiad zjadłem i leżę na łóżku. A Ty? Dobrze się bawisz?
-Taaak! Jestem z mamą na placu i jest fajnie! A wuja Kuba dał mi ciacho, jak nikt nie widział!- no patrzcie, czego to ja się dowiaduję.
-I dobre było? Tylko mamie nie mów- rechotali obydwaj.
-Dobla, mamie nie powiem.. Kiedy będziesz?- podniósł łopatkę i sypnął we mnie piaskiem.
-Nie wiem skarbie. Postaram się szybko wrócić.. Daj mi synku mamę jeszcze..- i już komóreczka w mojej rączce.
-Czego dusza pragnie?- spytałam, wstając z ławki.
-17 sierpnia przyjadę na weekend. Zrób mi pierogi- żądał, wywołując u mnie śmiech.
-Ty już mi to mówisz? Przecież dziś jest 6!
-No żebyś się oswoiła z myślą, że robisz mi pierogi. Takie dobre, jak u teściowej..- marzył.
-To wiesz co, Ty może zamiast do Bełchatowa to jedź do Bydgoszczy i poskarż się, że żona Cię głodzi. I na pewno dostaniesz wielgachną michę pierożków- niech sobie jedzie, a co!
-Głupia jesteś. Chcę do domu. I ma być pyszny obiad.
-Zupką chińską się zadowolisz. Kochanie ja kończę bo Twój syn marudzi i chyba się na deszcz zbiera, a poza tym mam takiego kaca..- mówiłam, biorąc Olka na ręce i kierując się do domu.
-Najlepszy sposób na kaca to nie pić poprzedniego dnia- wyznał inteligentnie.- Kocham Was, ucałuj małego. Paa.
-My Ciebie też- i tak to zakończyliśmy naszą rozmowę, biegnąc w deszczu.

*
A tydzień później, w poniedziałek prosto z Nysy jechałam do Rzeszowa. Tak, do żony naszego libero. Na tyłach siedział Olo ze swoim ulubionym wujkiem Kubą, który jedzie do nas na wakacje. Rankiem zadzwoniłam do Iwonki i poinformowałam ją, że przyjeżdżamy. Nawet nie wiecie jaka radość ogarnęła jej serce! W przypływie chwili wyruszyła do piekarni po drożdżówki, pączki, ciastka i nawet po karpatkę! Jezu, ile ona tego kupiła! Przez nią przytyję jakieś 2 kg, niczym po Wigilii. Olo, Kuba, Seba i Domi zamknęli się w pokoju młodego Ignaczaka i zapewne bawili się w przeróżne zabawy. Co chwilę słyszałyśmy ich śmiechy, aż ciepło na sercu.
-No i Kurkowa, w końcu przyjechałaś. Ty wiesz, jak ja marudziłam Krzyśkowi, żebyśmy do was pojechali? Ale on nie, bo dopiero się zeszliście i chcecie pewnie razem pobyć..- relacjonowała.
-Obiecuję poprawę i częściej będę wpadać tutaj. Ale teraz liczę na Wasz przyjazd. W sumie to mam propozycję- genialny pomysł wpadł mi do głowy.
-Co Ci tam do główki strzeliło, co?- podała na stół kubki z kawą, wygodnie usiadła na krześle.
-Bo panowie zjeżdżają na ten weekend, nie?- zapytałam, na co potwierdziła kiwnięciem głowy.- Więc jak oni wyjadą, to byś mogła przyjechać do Bełchatowa, a stamtąd pojechałybyśmy do Jaroszowej Agnieszki. Ona jest teraz „na dniach”, pewnie się ucieszy z naszej wizyty..
-Ale to jest dobry pomysł! I tak zrobimy. No dalej, częstuj się- podsunęła mi „pod nos” ślicznie pachnącego pączka, i jak tu go nie zjeść?






„Cześć Dośka! Bardzo lubię czytać Twoje opowiadanie, non stop myślę o Kurkach ;) Mam nietypową prośbę, pewnie takiej jeszcze nie słyszałaś.. W lutym obchodzę osiemnaste urodziny. Wiem, nie znamy się i wgl po co Ci to piszę ale.. Chciałabym od Ciebie prezent. I z jaką bezczelnością to napisałam <sory>. Marzy mi się opowiadanie ze mną w roli głównej. No może po części. Ja + zespół After Party. Wiem, szał na disco trwa. Chciałabyś spełnić moją prośbę? Proszę o odpowiedź, bardzo chciałabym taki osiemnastkowy prezent.

Całuję, Madzia.”




Cześć. Powyższą wiadomość otrzymałam wczoraj na gg. Jestem w niemałym szoku, że ktoś nieznajomy zwrócił się do mnie z taką propozycją. Podjęłam rozmowy z tą dziewczyną <jestsuper> i wstępnie się zgodziłam. Przyznam, że o zespole disco nigdy nie pisałam, ale wszystkiego w życiu trzeba spróbować. Byli Jonasi, Villa, Fabregas, siatkarze to i może After Party?

Co o tym myślicie?

I dziękuję za miłe słowa pod poprzednim rozdziałem. Jak wszystko dobrze zaplanuję to i blogi ogarnę. Do następnego ;))

środa, 21 sierpnia 2013

Rozdział ósmy

2 sierpnia w piątek, zawiozłam Bartosza do Spały. Czas zacząć budować formę przed ME. Koniec lenistwa, koniec wakacji. A było nam tak dobrze.
Przed Ośrodkiem zostałam wyściskana przez Ignaczaka, który zachęcał mnie, abym odwiedziła jego żonę w Rzeszowie. Podobno Iwona zapowiedziała, że jeśli ja jej nie odwiedzę, to ona sama pofatyguje się do Bełchatowa. Okej, postaram się i na Podkarpacie zajechać.
Bartka wycałowałam, wyprzytulałam, ponownie przypomniałam mu 5 złotych zasad miłości, czyli pisz, dzwoń, kochaj, tęsknij, nie zdradzaj. To ostatnie niech weźmie sobie głęboko do serduszka. I już Olka zapięłam w fotelik, już miałam wsiadać do auta, gdy nagle drzwi od budynku się otworzyły i ukazał się Anastasi.
-Victoria! Bartek! Hello!- krzyknął z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Oh Andrea. Nice to see you! – przytuliłam go, Bartosz uścisnął sobie z nim rękę i poszedł do Olka.
-Nice to see you too. One- i pierwszy całus w polik.- Two- drugi całus.- Three- i trzeci.
-Andrea, my husband looks- zaśmiałam się, na co panowie także.
-Kurek, go for a workout! Haha, kidding!- dodał po chwili.- You look great. Oljek is so big. How daddy.
-Oh, yes.
-Safe return. Slippery on the street. Bay- i znowu przytulas, trzy całusy w policzki i z małym przybił ‘piątkę’.
-Jedź ostrożnie. Pilnuj siebie i jego- mówił Bartosz przytulając się do mnie.
-Dobrze, będę przestrzegała przepisów, zadzwonię jak już będziemy w domu.
-Obiecujesz?
-Obiecuję- ucałowałam go i wsiadłam do auta. Odjeżdżałam trąbiąc, a w lusterku zobaczyłam jak mąż i trener razem wchodzą do budynku.
Weekend przesiedziałam z Olkiem w domu, sprzątając. Przy okazji odwiedziłam też Dagmarę. Spędziliśmy u niej 3 godziny, pijąc kawkę, jedząc ciastka a dzieci wesoło się bawiły. Pogadaliśmy o naszych mężach, a nawet zaczęliśmy tworzyć plany, aby w jakąś niedzielę ich odwiedzić. Telefonicznie poinformowałam męża, iż planuję odwiedzić jego rodziców w najbliższym czasie. Ucieszył się ogromnie. W końcu, nie każda synowa ma tak dobre kontakty z teściami. Ich także uprzedziłam, zapraszali serdecznie, nawet teściu chciał wyjechać po mnie. Obeszło się bez tego i w poniedziałek rano prułam już na trasie Bełchatów – Nysa.
-Oluś, głodny jesteś?- pytałam, gdy staliśmy na czerwonym.
-Nie- bawił się Kubusiem Puchatkiem, wyginając go na wszystkie strony.
-A pić chcesz?
-Nie. Jedziemy do dziadzi?
-Tak synku, niedługo dojedziemy, prześpij się- w lusterku zobaczyłam jak uśmiecha się i zasypia.
Po kilku godzinach cichego śpiewania z letnim radiem ZET dojechaliśmy do rodzinnej miejscowości mojego męża. Zaparkowałam przed domem i obudziłam synka.
-Jesteśmy już kochanie. Wstajemy- czule pogłaskałam go po policzku i odpięłam mu pasy.
-Juś? Ale fajnie!
Wysiadł z auta i poszliśmy zapukać do drzwi. Teściowa od razu otworzyła nam i wycałowała. Planuję zostać tutaj na kilka dni. Nie chcę siedzieć cały czas w Bełchatowie z Olkiem, kiedy nie ma Bartka. Miasto znam średnio, znajomych trochę jest, ale przecież nie będę cały czas siedziała u Wlazłych, Winiarskich, Bąkiewiczów albo Plińskich. Ignaczakowie by się obrazili! Więc zostanę tutaj na trochę, potem wpadnę do Rzeszowa, odwiedzę Hanię Możdżonkową, a na sam koniec wybiorę się do Bydgoszczy – przecież rodzice i Wiolka też istnieją. I przecież Jaroszowa Agnieszka, która niedługo urodzi! Tą, to muszę jak najszybciej odwiedzić.
-Jak dobrze, że już jesteście. Zapraszam, wchodźcie- przytuliła nas, wpuszczając do środka.- Wikuś, kawka?
-A tak, poproszę.. Olek, no nie wstydź się, chodź..
Zasiedliśmy w kuchni, synek wpakował mi się na kolana. Mama zaparzyła kawy, wystawiła ciasto i wygodnie usiadła naprzeciw nas. Z uśmiech wpatrywała się i podała małemu cukierka.
-Cieszę się Wiktoria, tak bardzo się cieszę- zaczęła.
-Wiem, mamo. Ja też się cieszę, a gdzie tata i Kuba?
-Adam w pracy, będzie o 16. A Kuba u kolegi, ale pewnie jak zobaczy Twój samochód na podjeździe to zaraz się zjawi.. Córuś, a może zostaniecie u nas na trochę? Po co sami macie siedzieć, jak u nas zawsze raźniej..- jak ja się cieszę, że to powiedziała!
-Też tak myślałam, żebyśmy zostali. Nie bardzo mi wracać do pustego domu..
-Babcia, ja byłem się kąpać- powiedział Olo.
-Taaak? A gdzie skarbie byłeś?- ożywiła się i przejęła go ode mnie.
-Daleko. Tatuś teś był.
-I jak było? Fajnie?- pytała z wielkim uśmiechem.
-Noo, a ja pływałem i jadłem lody..
-Ale super! A wiesz co babcia ma dla Ciebie?- razem z nim podeszła do zamrażalnika i wyjęła mu loda.
-Ale Ciebie babcia rozpieszcza.. Olek, podziękuj- rozkazałam, już od małego trzeba uczyć dziecka kultury.- Ale bardzo dobry jabłecznik mamie wyszedł. Bartek zawsze go wychwala, nawet ostatnio jak byliśmy u moich rodziców, to zażyczył sobie, abym zrobiła mu pierogi takie jak u mojej mamy, gdy wróci ze Spały- opowiadałam.
-Jedz Wiki, jedz. A jak Wam teraz jest razem? Przepraszam, że tak prosto pytam ale bardzo chcę, żeby było między Wami dobrze..
-Mamo, nic się nie stało. No a my budujemy od nowa nasze małżeństwo, idzie nam całkiem dobrze, Bartek nawet chce się starać o córeczkę.
-No niech on już się tak nie spieszy. Dziecko zrobić to łatwa rzecz, ale potem trzeba je wychować. On ma cały czas zgrupowania, treningi, mecze, rzadko bywa w domu, a z dziećmi Ty byś musiała sama siedzieć i to jeszcze z dala od nas, we Włoszech- łohoho, mama się oburzyła.
-No zgadzam się z mamą. Za szybko na drugie dziecko, Olek jest jeszcze taki mały..- i kolejna porcja ciasta wylądowała na moim talerzu. No co!
Lubię sobie tak szczerze porozmawiać z teściową. Czuję się wtedy tak, jakbym rozmawiałam z mamą. W sumie to też matka. Pomogłam jej w przygotowaniu obiadu, nakryłam do stołu i czekałyśmy za Adamem. Gdy tylko otworzył drzwi od razu było słychać tupot małych stópek iii..
-Dziadziaaaa!- Olo wpakował się dziadkowi na ręce, śmiejąc się.
-No cześć żabko, ale mi niespodziankę zrobiłeś! Z mamusią przyjechałeś?- pytał, całując go.
Nie, taksówką.
-Taaak, byłem się kąpać i były takie lekiny, i duzie samochody..- już się buzia mu nie zamyka i bardzo dobrze, przynajmniej jest szczęśliwy.
-Seriooo? Ale super! A my jutro pójdziemy do zoo, cieszysz się?- mówił, wchodząc do kuchni.- Cześć Wikuś- ucałował mnie i przytulił.
-A dzień dobry- uśmiechnęłam się, patrząc na niego.
-Do zoo? Ja teś? Jaaaaaa, a tatuś teś?- pytał mały, będąc u dziadka w ramionach.
-Nie Olek, tata jest w pracy. A teraz idziemy myć rączki i będziemy jeść- wzięłam go na ręce i poszliśmy do łazienki.
-Taki mały, a tyle uśmiechu wnosi- oznajmił tato, gdy zasiedliśmy do stołu.- Kuby nie ma jeszcze?
-Zaraz zadzwonię do Halinki, żeby już przyszedł. Miał być o 15 w domu.
-No i zadzwoń a nie, Wiktoria przyjechała a potem on będzie piszczał, że nikt po niego nie zadzwonił.. Jak było na wakacjach? Bartek nam opowiadał coś przez telefon, ale wiesz jak to jest..- wyszczerzył się i wcinał dalej obiad.
-Opłacało się tam lecieć. Widoki niesamowite, pogoda dopisywała, Bartek spalony na murzyna..
-Oluś grzeczny byłeś?- spytał go, a ten zaczął się śmiać a potem przemówił.
-Taak! I pływałem, siam spałem!- widać, że w nim żyją jeszcze emocje z minionych wakacji.
Potem przy kolejnej kawce posiedzieliśmy i pogadaliśmy. Olo wcinał słodycze od dziadków, którzy rozpieszczali go na każdym kroku. Długo się nie widzieli, więc dzisiaj mogą. Koło 18 pojawił się Kuba, z krzykiem wpadł do domu i przytulił mnie. Cieszył się, że zostajemy na kilka dni, i nawet powiedział, że chce jechać do mnie na wakacje. W sumie, czemu nie. Więc pojedzie z nami do Bełchatowa za tydzień. Gdy Olek już spał, teściu zawołał mnie na dół do salonu. No to teraz się zacznie przesłuchanie- pomyślałam. I jak się nie zdziwiłam, gdy na stole zobaczyłam zero siedem Krupnika. Oświadczył, iż musimy oblać moje pojednanie z Bartkiem. Mama cały czas się śmiała, ale nic nie piła. Mówiła, że jak coś to w nocy zajrzy do wnuka. Czyli za oficjalną zgodą teściów, zaczęłam pić wódkę z teściem. Tego to się nie spodziewałam. A najlepsze w tym wszystkim było to, że jak nam się butelka kończyła to zadzwonił Bartek. Teściowa odebrała.
-No cześć synku- przywitała go wesoło.
-Mama? No, dobry wieczór. Wiktorii nie ma?
-Daj trochę żonie odpocząć i z matką pogadaj!- od razu pojechała mu.- Opowiadaj co tam słychać, jak treningi?
-Ogólnie to ciężko zacząć. Mamy 2 treningi dziennie, siłownia. Wolałbym w domu poleżeć- żalił się matce. Biedny chłopiec.
-A tylko byś spróbował leżeć bezczynnie w domu! Do roboty się brać, a nie! Żartuję synku, nie przemęczaj się- dodała pieszczotliwie.
-No dobra, dobra i tak wyczuwam w tym wszystkim ironię. Jak Olek, gdzie Wiki?- pytał, a mamuśka go zwodziła.
-Ale Ty uparty jesteś. Mówię, że chcą od Ciebie odpocząć.. Mój wnuk śpi już dobre 2 godziny, a Wiki.. No sam się przekonaj- ze śmiechem podała mi telefon.
-Umm.. Sześć Koszanie- wyrąbałam, a teściowa o mało co z kanapy nie spadła.
-Ty piłaś? Jesteś u moich rodziców pijana?!- patrzcie państwo nawet przez telefon niszczy moją psychikę.
-Wybacz szkarbie aleje.. Teściowi się nie odmawia- że akurat teraz musiałam czkawkę dostać no!
-Z moim ojcem?! No nie wierzę.. Ale weź już nie pij- dodał po chwili, a tata pokazał ręką abym mu dała komórkę, więc dałam.
-No witam Cię synu- zaczął oficjalnie i wybuchnął śmiechem.
-Tato, co Ty jej zrobiłeś? Ile wy wypiliście?- pytał i pytał, jakby wywiad przeprowadzał.
-No mieliśmy zero siedem, ale właśnie się skończyło.. Wiesz jak to z kobietkami, słabą głowę mają, ale Twoja żona do najsłabszych nie należy- uprzedził go od razu.
-Zniszczycie mi żonę, już więcej do Was nie przyjedzie- marudził i zaczęli się obydwaj śmiać.
-Te te synek! No ja Ciebie bardzo proszę, nie obrażaj nas..
-Dobra tato, tylko proszę pilnujcie jej, żeby poszła od razu spać, bo ona lubi po alkoholu takie nocne wycieczki.. Padam na twarz, jestem wykończony. Zadzwonię jutro, na razie- i się rozłączył.
-Chyba trochę się wkurzył- skomentował tata i wszyscy wybuchliśmy śmiechem.

Oby się tylko Olek nie obudził. Na górę do pokoju już nie dałam rady iść, więc zajęłam salonową kanapę. Tata z małymi problemami wszedł po schodach, no ale przy asyście swojej żony. Kuba ze śmiech o mało nie zbił wazonu mamy, tak się rzucał po ścianach, gdy nas zobaczył. Wesoły dzień, wesoła noc i już dzisiaj wiem, że jutrzejszy poranek będzie dla mnie męczarnią. 



Zbliża się rok szkolny, z czym wiąże się dużo nauki. Bardzo chciałabym wiedzieć czy ktoś jeszcze czyta moje opowiadanie, bo myślę nad zawieszką. Wiem, dopiero co wróciła a już chce zawieszać. Nie, nie chcę zawieszać. Alle nie wiem czy mam dla kogo pisać jeszcze. 

Pisać czy zawiesić ? 

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział siódmy

-O, patrzcie. Kurkowie!- usłyszeliśmy głos Adriana, gdy wysiedliśmy z auta taty.
-Nareszcie jesteście. Już myślałam, że samolot miał awarie i nie dolecicie, a tyle pierogów narobiłam- mamusia wyleciała z domu, witała się z nami całusem i zabrała nam dziecko. 
-Adi pomóż z walizkami, a nie tak stoisz- skracał „młodego” ojciec.
-No daj mi się wyściskać z siostrą i szwagrem. Jak było na wyspach? Kurde, jacy opaleni..
-Już im przesłuchanie urządzasz? Nie wystarczy, że zrobi to matka?1- burzył się tata, na co my wybuchliśmy śmiechem.
-Bardzo fajnie, mamy zdjęcia, wszystko pokażemy i opowiemy- zapewniał Kurek, a ja podałam mu torbę.
-Te, szwagier, my mamy do pogadania.
-Adrian zamknij się- warknęłam.- Już Ci kiedyś powiedziałam, że nie masz mieszać się w nasze życie.
-No patrzcie jakie to się drażliwe zrobiło. Co dzisiaj? Wszystkie mają okres czy co?
Wypakowaliśmy dalsze bagaże w ciszy i usiedliśmy w domku, w ogródku. Było tak, jak zapamiętałam. Trawa zawsze wzorowo skoszona, kwiaty kolorowo kwitły – mama miała obsesją na punkcie kwiatów. Z każdym rokiem było więcej odmian, a mamusia bardzo chciała mieć wszystkie. Holenderskie tulipany to podstawa! Na stole pojawiły się ciastka, wspomniane pierogi, ciasto drożdżowe i szklanki z kawą. Każdy się częstował, znaczy mama nałożyła nam na talerze, gdyż stwierdziła, że się wstydzimy.
-Jaki poważny, ma to po babci- zachwalała mama, przytulając Olka.
-Na pewno.
-No na pewno nie po dziadku- odpyskowała i podała wnukowi butelkę z herbatką, który napił się, a potem wybiegł z domku.
Ojciec tylko machnął ręką i przemówił.
-Ja pamiętam jak Adriana maluchem wiozłem ze schroniska.. A tak płakał! Już na pierwszym rondzie chciałem go wysadzić, no ale mamusia oczywiście nie, bo grzeczny jest a płakać musi jak każdy noworodek.. Cyc mamusi to był. No i nadal jest.
-Przymknij się już, Paliga. Głupoty gadasz. Bartek, Ty weź sobie pojedź, bo niedługo wiatr Cię porwie..- i kolejna porcja żarecka znalazła się na jego talerzu.
-A dziękuję bardzo, pierogi zrobiła mama pyszne- tak tak, zachwalaj.- A Ty Wiki podpytaj mamę jak zrobić takie dobre, bo zamierzasz mi zrobić je, jak przyjadę ze Spały- mrugnął do mnie okiem, ukazując swoje białe ząbki.
-Nic nie zamierzam- od razu zaprzeczyłam, nie wrobi mnie w lepienie pierogów.
-Zamierzasz, zamierzasz. Tylko jeszcze nic o tym nie wiesz- odpowiedział, co wywołało śmiech u rodziny.
-Jak powiesz jeszcze jedno słowo, to będą klapsy na tyłek- mruknęłam, popijając sok.- A gdzie jest Olo?- zaczęłam rozglądać się po ogródku i co? Nie było go nigdzie.- Nie ma go.. Olek!- zerwałam się z miejsca i pobiegłam do domu.
-Wiki, uspokój się!
Bartosz pobiegł za mną, jak i reszta. Martwię się o Olka bo to moje dziecko, a on jest jeszcze taki mały.. A gdzie go znaleźliśmy? W salonie, przy stoliku gdzie była czekolada. Jadł sobie ładnie słodkie z półmiska, brudząc się tym niesamowicie. Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą, a nawet zaczęliśmy się śmiać.
-Oluś skarbie, oddaj to- powiedziałam, biorąc go na ręce i odkładając czekoladę.
-Daj!
-Nie, już dużo zjadłeś.
-Daj!- ponownie ryknął, a w jego oczach pojawiły się łzy.
-Nie, zjadłeś już wystarczająco dużo. Musisz zostawić coś dla babci i dziadka.
-Wiki, daj mu. Przecież nic się nie stanie- usłyszałam głos ojca.
-Tato, powiedziałam, że nie zje więcej czekolady, to nie zje- szłam w zaparte.
-Wiktoria, to jest dziecko..
-Cicho Kazik, cicho- odezwała się mama.- Chodź kochanie z babcią, babcia Ci coś pokaże- wzięła go na ręce i wyszli do ogrodu.
-Mogłaś mu dać- syknął mąż, gdy siedzieliśmy znowu w ogrodzie, patrząc jak Olo z babcią podlewa kwiatki.
-Bartek tam była cała tabliczka. Pieprzone 12 kawałków! By się porzygał, co by się mogło stać- z nerwów stukałam palcami o stół.
-Przesadzasz.
-Co to dzisiaj jest z tymi babami? Nerwowe jakby nie wiem co. Mamuśka to talerz zbiła w złości- opowiadał tata.
-Jaka matka, taka córka- rzekł Adi.
-No Ty chyba zaraz dostaniesz..
-Spokojnie siostra. Bartek to jej minie. Mojej Ali po 3 dniach przeszło- wyszczerzył się.
-Adrian, masz pannę?- zaciekawił się Kurek.
-Noo.. 2 miesiące już z nią wytrzymałem.
-Ty, a gdzie ona mieszka?
-Tam, gdzie ptaki zawracają- machnął ręką, zajadając się ciastem drożdżowym.
-Adrian to już w ogóle się nam rozpuścił. Co chwilę na dyskotekę idzie, a w poniedziałek z pracy pijany przyjechał, bo szef stawiał! Nawet w niedzielę nie było go na zjeździe rodzinnym u wuja Zdzisia bulwersował się tatuś.
-A czemu Ci nie było?- spytałam, bacznie go obserwując, chociaż dobrze znałam odpowiedź.
-Nogi mnie bolały- wyznał, głupio uśmiechając się.
-Jego nogi zawsze bolą w niedziele, jak trzeba do kościoła iść!
-Oj no bo ostatnio imieniny koleżanki były. Mama budzi mnie na 11 do kościoła, a ja pionu nie mogłem złapać- relacjonował, śmiejąc się.
-I dlatego mama taka zła chodzi?
-Nie wiem. Może. Ale pewnie też dlatego, że taty szef miał wypadek i teraz mogą posypać się zwolnienia.
-Tak? A co mu się stało?- zaciekawiłam się. No co, muszę być na bieżąco.
-Wszedł na budowę i z rusztowania spadł- w skrócie wyjaśnił tata.
-To niedobrze. I jak z nim?- pytał mąż.
-Chyba źle, bo nie wrzeszczał „wypierdalać kurwa do roboty, bo premię wezmę”- nabijał się Adrian.
-Ty weź przestań, dobra?- syknął ojciec, a mama z wnukiem przyszła do nas.
Bartek od razu dał synkowi pić.
-Ale teraz jaki sajgon tam mają. Prokuratora, przesłuchania, śledztwo. Ludzie mówią, że podobno kilku pracowników pijanych było. No ale tak jest przeważnie na każdej budowie. Na alkomat większość brali..
-Dobrze, że taty nie pytali czy pił coś, bo by powiedział, że on nigdy nie trzeźwieje- wtrąciła się mama, patrząc na swojego męża.
-No Ty już mi tu nie dowalaj przy córce i zięciu. Byś się pohamowała.
-A idź mi- oburzona mamuśka poszła do domu. Ostro.
-Za babą nie trafisz..
-Bartek, Wiki też tak ma? Pewnie daje Ci popalić, nie?- spytał braciszek.
-Oooj, i to jeszcze jak. Nieraz spałem na kanapie- mówił, ciesząc się.
-Grabisz sobie Kurek. Jedź już do tej Spały- wkurzona także poszłam do domu. No co.
-Aaa, bo dzisiaj rano deszcz padał, a ja się dziwię co to tera, a to zmiana pogody- usłyszałam.
Z mamą przegadałam 2 godziny, opowiadając jak i słuchając opowieści. Oczywiście mamusia nie kryła radości i musiała pochwalić moją decyzję o powrocie do Bartosza. Jej też już przeszło, emocje wypłynęły i cieszy się, że widzi naszą trójkę razem. Mówiła, że Bartek dzwonił do nich, przepraszał, pytał co u nich, u mnie. A mama nawet wysyłała mu zdjęcia Olka, gdy on był w Rosji. Chwaliła się, że ma dobry kontakt z moją teściową. Nauczyły się obsługiwać „skajpaja” – tak sobie to nazwała, i w wolnych chwilach opowiadają i komentują wszystko i wszystkich. Pokazałam zdjęcia z Majorki, pogadałyśmy o przyszłości, jak i wspominałyśmy przeszłość. Około 18 umówiłam się z Wiolą, że przyjdę do niej. Bartosz nie chciał iść ze mną, więc został z rodziną i synem. O wszystkim, co dzieje się u nas, dowiedziała się Wiolka, a ona powiedziała mi, że pisze sobie z Karolem Kłosem. A zaczęło się od facebooka. Wiolka podjarana wpisami Karollo, postanowiła go poznać i patrz, ma to co chciała. Przed 21 wróciłam do domu. W drzwiach stanął Bartek z Adrianem. Normalnie jak ochroniarze na bramce w klubach.
-Do której miałaś wychodne? Chcesz dostać?- od razu zaatakował mnie ten pierwszy.
-8 razy- mruknęłam, przechodząc obok nich.
-Dostaniesz raz, za karę i żebyś pamiętała- Kurek klepnął mnie w tyłek, a ja zdziwiona spojrzałam na niego.
-To bolało. Będę miała ślad twojej dłoni na pośladku..

-Naznaczona- powiedzieli razem i wybuchli śmiechem.


Poszło.  Dziękuję za czytanie i komentowanie. ;)
Jeśli ktoś chciałby być powiadamiany o nowym rozdziale to proszę zostawić jakieś namiary w zakładce INFORMOWANI.

wtorek, 6 sierpnia 2013

Rozdział szósty

Jakie zdziwienie pojawiło się na mojej twarzy, gdy kolejnego dnia obudziłam się o 9:30, a moich panów nie było w sypialni. Cisza i spokój- aż za miło. Coś musiało się stać. Bartosz nie wyszedłby z Olim nad wodę beze mnie. Dlaczego mnie nie obudzili? Panująca cisza w domu stała się bardzo podejrzana. Do głowy wpłynęła mi tylko jedna myśl. Sory, dwie. Albo zostali porwani albo Bartek porwał nasze dziecko i teraz uciekają. To drugie odpada, bo portfel męża leżał na stoliku nocnym, a bez niego nigdzie by się nie ruszył. A więc to porwanie. Tylko dlaczego mnie nikt nie wziął? Może to jacyś szaleni naukowcy, którzy potrzebowali pokemonów na badania? No dobrze, to czemu zabrali Olka..?
Po kilkunastu minutach , w których zdążyłam spisać w myślach testament, odważyłam się wyjść z sypialni. Czysto. Po drodze wzięłam miotłę w razie W. Po obejściu wszystkich pomieszczeń, nikogo nie znalazłam. Może ktoś zadzwonić po Pana Bronka Malanowskiego? Tak, po partnerów też. Z miotłą, w piżamie, z nieładem na głowie wyładowałam się przed dom.
-A Ty sprzątasz czy odlatujesz?- usłyszałam głos Andersona i śmiech Kurka.
-No bardzo zabawne. Dlaczego nikt mnie wcześniej nie obudził? I przestań chować tę puszkę za krzesło!- zwróciłam się do Amerykanina.
-Daliśmy Ci dzisiaj trochę pospać. Widać, że się cieszysz- skomentował mąż.
-Myślałam, że coś się Wam stało. Już wolę być budzona o 6 rano, niż taki strach przeżywać.. Poza tym, Olo powinien zaraz mieć drzemkę.
-Położymy go- zapewniał.
-Wiki, bo słuchaj. Chciałbym Was do klubu wyciągnąć. Wiesz hawajskie łańcuchy, kolorowe drinki, dobra muzyka..
Nie jesteśmy na Hawajach, kolego.
-Matt, my mamy dziecko- jednym zdaniem ostudziłam jego zapały.
-No i tu jest problem- panowie spojrzeli po sobie, wyczułam o co chodzi.
-O nie, nie, nie. Bartka samego nigdzie nie puszczę.
-Nie będzie sam tylko ze mną..
-Mowy nie ma. Powiedziałam nie i koniec- krótko i na temat.
-No ale Wiki.. Dawno się razem nie bawiliśmy- jacy ci Amerykaninie są upierdliwi.
-Zapraszam do Polski, do nas. Opiekunkę Olek będzie miał, więc on pójdzie z żoną.
-No ale wiesz, dyskoteki z żoną..- skrzywił się.
-No to my się już nie nadajemy- zakończyłam temat.
-Nie no Matt wybawimy się jeszcze. Będzie okazja- nareszcie Bartek przemówił i poklepał kolegę po plecach.- Synku, idziemy spać- wziął małego na ręce i zniknął w głębi domu.
-Zjesz ze mną śniadanie?- spytała Andersona, na co się zgodził.
Razem poszliśmy do kuchni, po czym Matt zasiadł przy stole. Zaparzyłam 3 kawy- dla Bartosza też. Postawiłam dziś na kanapki i „wczorajszą” sałatkę.
-Wiki, no ale czemu go nie chcesz puścić na imprezę- marudził, stukając palcami o blat.
-Bo nie. Jesteśmy na rodzinnych wakacjach, wszystko robimy razem. Jemu już dawno skończyło się kawalerskie życie. Ma żonę i dziecko, więc powinien myśleć rozsądniej i nie tylko o sobie.
-Zdradził Cię raz i boisz się, że zrobi to ponownie?- usłyszałam, aż zesztywniałam.
-Skąd o tym wiesz?
-Rozmawialiśmy o Was w ZSRR, więc wiem co zbroił, ale na szczęście udało mu się wszystko naprawić- uśmiechnął się, mrugając okiem.
-No i niech się cieszy, bo drugiego razu bym nie wybaczyła.
-Drugiego nie będzie- rzekł Bartek, wchodząc do kuchni i siadając obok naszego gościa.
Po krótkim śniadaniu panowie wyszli znowu przed dom, ale po kilku minutach przenieśli się na plażę. Na szczęście, ulokowali się w takim miejscu, że dokładnie ich widziałam z kuchennego okna, gdy sprzątałam. Ktoś musiał zostać w domu, ze śpiącym Olkiem, bo ten to ma różne pory pobudki, a tym kimś byłam ja.
Przeglądając gazety, co chwilę zerkałam w stronę okna. I jak mnie szlak trafił, gdy ujrzałam mojego męża rozmawiającego z długonogą, opaloną blondynką. Aż się chłopak śmiał z tego szczęścia, jakie go spotkało. Blond delikatnie uderzyła go w ramię, doprowadzając ich do śmiechu. I wtem do domu wszedł Matthew po coś do picia. Kazałam mu zostać tu, a sama wkroczyłam do akcji, przerywając jakże uroczą sielankę.
-Kochanie, kto to jest?- spytałam, słodko się uśmiechając i przytulając do niego.
-Aaa, to jest moja nowo poznana koleżanka turystka Emily, a to jest..- nie dane było mu dokończyć, i dobrze!
-A koleżanka nie wie, że on ma żonę i dziecko?!- spytałam dziewczynę.
-Eee.. No to miło było poznać i wgl. Cześć- i poszło.  
-Masz przejebane- oświadczyłam.
-Ale nic złego nie zrobiłem!- oburzył się.- Przyszła bo mnie poznała. Coś tam mamrotała, że lubi siatkówkę ale w wykonaniu pań, ona jest lesbijką- wypalił.
-Słucham? Lepszej ściemy nie mogłeś ogarnąć?
-Puściła Tobie oczko i wyszczerzyła się, gdy szłaś do nas. To ja powinienem być zazdrosny!
-Do domu, raz- wskazałam palcem na nasz domek, na co ten parsknął śmiechem.
-Moja głupia wariatka- objął mnie w tali i razem poszliśmy.
Gdy Olo się wyspał poszliśmy na trochę na miasto, pozwiedzać. Obiad zjedliśmy w KFC, po czym ruszyliśmy do parku na lody. Wesołe miasteczko też odwiedziliśmy i nie wiem, kto się lepiej bawił: ojciec czy syn. Na szczęście miałam ze sobą aparat i wszystkie chwilę uwieczniłam. Wieczorkiem zasiedliśmy na tarasie z lampką wina. Mały spał, więc mogliśmy sobie na alkohol pozwolić. Po jednej butelce wina, przyszła pora na kolejną. I śpiew w wykonaniu Bartosza też nastąpił. Widać dużo czasu spędza z Winiarem.
-Tak bardzo Ciebie dzisiaj pragnę o oo,chce zostać z Tobą już na zawsze o oo. I powiedz, że mnie bardzo kochasz o oo,a gdy mnie nie ma mocno szlochasz o oo- After Party rządzi!
-Cicho bądź, obudzisz Olka- skracałam go, ale ten nie. Szał na disco, DJ Kuraś prezentuje:
-Co to jest za dziewczyna, czy ktoś podpowie mi? Gdy ciało swe wygina - miód malina! I nie ma drugiej takiej, co ciało takie ma. Nie mogę się powstrzymać -miód malina!- pocałowałam go, by uciszyć te wycie, no ale mój mąż musiał mnie zaskoczyć. No i zaskoczył.
-Buzi to za mało, ja dziś pragnę więcej. Kochanie czuję Twoje ciepłe ręce.To za mało, nie tego oczekuję. Powiedz skarbie, czemu się hamujesz? Ty, albo słuchaj to: Ania na górze, Hania na dole..
-Nie, nie, nie. To nie tak leciało- wtrąciłam swoje „trzy grosze”.- Ania po lewej, Hania po prawej..
-Takie nie grzeczne i takie nagie- śpiewał, wył i marzył jednocześnie.
-Co, byś chciał obracać dwie, nie ?- musiałam spytać, no musiałam.
-Zawsze mówiłem jedna, więcej nie- odpowiedział. - Zakochałem się w dziewczynie, włosy jasne oczy piwne. Lecz jejmama nagadała, mówiąc zostaw tego draaania. Lecz jej mama nagadała, mówiąc zostawtego draaaania. Blondyna nie mów nie o o , wzrokiem zaczaruj mnie o Ooo,kochanie nie wstydź się oo, tej nocy Ty i ja, nasze ciała dwa- i już jego rączki pod moją sukienką..
Pośpiewali sobie my.
O 5.30 obudził mnie Bartosz swoimi pocałunkami. Mało mu czy co? Spać poszliśmy grubo po 3, dwie godziny snu i co, powtórka z rozrywki?
-Bartuś, daj mi spać..- wymamrotałam.
-Y-ym..- nosem wodził po moich ramionach, wywołując dreszcze.
-Kochanie..
-Pozwól mi się Tobą nacieszyć.
-Cieszyłeś się całą noc- obróciłam się przodem do niego.- Wiesz, że nie biorę tabletek?
-I co w związku z tym?
-I za kilka miesięcy mogę chodzić z brzuchem- wyjaśniłam, a ten się wyszczerzył.
-No, by było miło- mrugnął okiem, a uśmiech nie schodził mu z ust.
-Nie, bo za wcześnie na drugie dziecko. Za dużo mamy na głowie, to nie najlepszy moment.
-Ale przecież w po Mistrzostwa lądujemy we Włoszech, prowadzimy beztroskie życie, więc..
-Kochanie z tym się wiąże stres, stres i jeszcze więcej stresu. A nie chciałabym poronić- uśmiechnęłam się, przekonując go, że to jeszcze nie czas.
Ruszyłam do łazienki, no ale ten polazł za mną. Związałam włosy w wysoką kitkę i zaczęłam myć zęby, on w sumie też. Prężył się przed lustrem, pokazując swoje mięśnie i klatę gladiatora.
-Ty chyba pochodzisz od wikingów- skomentowałam, śmiejąc się.
-No, teraz se muszę hełm z rogami załatwić..
-Jak chcesz rogi, to Ci mogę załatwić- cały czas się śmiałam, a ten spojrzał na mnie jak na głupka.
-Nalać wody, zanim Cię do wanny wrzucę czy nie?- niebezpiecznie się przybliżył. 
-A spierdzielaj ode mnie, Ty mi grozisz, a to jest karalne, więc biorę z Tobą rozwód i do widzenia- mamrotałam, wychodząc z łazienki, a w tle słyszałam jego śmiech.
No bardzo kurde śmieszne.


Kolejny dla Was. ;))

wtorek, 30 lipca 2013

Rozdział piąty

-Nareszcie!- krzyknęłam, gdy Bartosz otworzył drzwi domku na Majorce.
-Nic się nie zmieniło. W październiku też tu przyjedziemy- wypalił, odkładając nasze walizki pod ścianę. Aha, czyli pamięta miesiąc naszego ślub, kozak.
-Kochany w październiku to my będziemy we Włoszech. Szkoda, że tylko na tydzień tutaj jesteśmy..
-Ty możesz zostać.
-Bez Ciebie? Mowy nie ma. Będziemy jeździli za Tobą na Memoriał i Mistrzostwa, a potem razem do Italii.. Olek podoba Ci się?- spytałam synka.
-Taaak!- zadowolony biegał po salonie i kuchni.
-To jakie plany na dzisiaj?- pytał mąż, obejmując mnie.
-Musimy się rozpakować, zrobić jakieś zakupy, zjeść kolację no i spać..
-A spacer?- zaproponował.
-No może później Cię wyprowadzę- oznajmiłam, a ten zadźgał mnie w żeberka.
Dzisiejszego humoru nikt mi nie popsuje. Tak długo czekałam za tą chwilą, chcę ją wykorzystać na maxa. Dziś za wiele nie poszaleliśmy i o 22 wszyscy grzecznie spaliśmy.
Rano jak zwykle pobudka w wykonaniu Olka o godzinie 6. Na piżamie zeszłam do kuchni, wstawiając wodę. Nic tak nie postawia na nogi jak poranna kawa. Chwilę później na dole pojawili się panowie i uzgodniliśmy, że zjemy jajecznicę. Syn pobiegł do salonu pobawić się, a Bartek został ze mną i siedział przy stole pijąc kawkę.
-Tak sobie myślę, że chyba dzisiaj cały dzień spędzimy na plaży- mówiłam, wyciągając talerze z szafki.
-No pewnie, z wielką przyjemnością zgadzam się z Tobą- wyszczerzył się.
-Będziesz jarał się laseczkami w bikini, nie?- syknęłam, lekko denerwując się.
-Tak, szczególnie jedną blondynką w niebieskim stroju- mówił, przyglądając mi się.
-Widzę, że sprawdzałeś jakiego koloru mam bikini.. Zjesz tyle?- spytałam, nakładając mu jajecznicę na talerzyk.
-Tak, tak. Olo, śniadanie!- krzyknął.
Mały przybiegł do nas i zajął wygodne miejsce na kolanach swojego ojca. Gdy zjedliśmy posiłek, zaczęłam zmywać, a Bartosz jak wierny pies siedział w kuchni i obserwował mnie.
-Ty będziesz tak cały czas siedział?- zapytałam, wycierając naczynia.
-Nie mogę? Poza tym, nie mam nic ciekawego do roboty..
-To się rozbierz i ciuchów pilnuj.
-Ale masz marzenia- odszczekał, a ja aż z wrażenia spojrzałam na niego i wybuchłam śmiechem. 
-Zbieraj się stąd, idź ubierz Olka i idziemy na plażę- dostał ode mnie ze szmatki i ze śmiechem poszedł do syna.
W łazience ubrałam bikini i przewiewną sukienkę. Włosy związałam w koka, a na stopy nałożyłam japonki. Do torby spakowałam koc, ręczniki, olejek do opalania i ręczniki, a także krem dla syna, żeby się nie spalił. W drugiej torbie były zabawki małego (łopatka, wiaderko, itp.), a trzecia była z jedzeniem.
Gdy przy drzwiach zobaczyłam moich panów wybuchłam głośnym śmiechem. Olek był ubrany w bluzeczkę z długim rękawem i na pewno miał pod nią jeszcze podkoszulkę, a na nóżkach miał rajstopy.
-A nie będzie mu zbyt zimno?- spytałam z wielkim uśmiechem.
-No jeszcze spodnie mu założę- odparł, sięgając po nie.
-Przestań. Jest gorąco- zaśmiałam się i zdjęłam małemu zbędne ubrania, został tylko w podkoszulce i pampersie.- Tak będzie dobrze- oznajmiłam, zadowoleni wyszliśmy na plażę.
Znaleźliśmy wolne miejsce niedaleko domu. Ludzi było niesamowicie dużo, co się dziwić, pogoda dopisywała. Rozłożyłam koc i panowie sobie usiedli.
-Do wodi!- krzyknął Olo.
-No dalej tatusiu, idź z nim- powiedziałam, poprawiając kocyk.
-Poczekamy za mamą, dobra?- spytał małego, na co ten się zgodził.
Nie pozostało mi nic innego jak szybko ściągnąć sukienkę i rozebrać syna. Bartosz chwilę marudził, że ktoś może nam ukraść rzeczy, ale szybko go zapewniłam, że nic takiego się nie wydarzy. Weszłam po kolana do wody, a za mną mąż z dzieckiem na rękach.
-Brr, zimna- mruknęłam.
-Gorąca skarbie, gorąca.
Zaczęliśmy obmywać ciało Olka, a potem nasze nawzajem. Za daleko nie wchodziliśmy, bo wiadomo z dzieckiem trzeba ostrożniej w wodzie, a że Bartosz ma ADHD.. Pobawiliśmy się, pochlapaliśmy i zgłodnieliśmy. Mąż z synem owinęli się ręcznikiem i wcinali paluszki, a ja położyłam się na kocu i czekałam, aż wyschnę, może słońce mnie złapie.
-Ty, zobacz ile samolotów dzisiaj lata, jakaś kumulacja- fascynował się starszy Kurek i „jeździł” palcem po niebie, a jego młodsza kopia naśladowała ruchy ojca.
-No, pewnie na górze jest kolejka- wypaliłam, zakładając na nos okulary.
Poleżeliśmy chwilę w ciszy. Olek bawił się przy nas na piasku, a Bartek posmarował moje ciało olejkiem. I zadowolony jeździł palcem po moich plecach, co jakiś czas zatrzymując się na moich pośladkach, pytając czy tyłka nie chcę sobie opalić. Sorry, skarbie, nie ze mną te numery.
-Bartek!- usłyszeliśmy trochę nie wyraźną wymowę jego imienia.
Boże, nawet tutaj są jego fanki?!
-Matt? Czeeeść!- mąż poderwał się z miejsca, przywitał z jakimś mężczyzną i przeszli na język angielski.
-Wakacje spędzasz tutaj? Widzę, że z rodziną jesteś- mówił brunet, wyglądając zza kurkowego ramienia.
-A tak, tak. Poznajcie się, to jest moja żona Wiktoria, a to Matt Anderson, zaprzyjaźniliśmy się w Rosji- tłumaczył.
-Miło mi Cię poznać- usłyszałam.
-Mnie również- lekki uśmiech i uścisk ręki z mojej strony.
-A to nasz synek, Olek.
-Cześć wielkoludzie- przywitał się z nim „piątką”.
-Sam jesteś?- Bartosz zaproponował by spoczął z nami na kocu. A więc siedzimy sobie w trójkę, mąż mnie obejmuje a syn przesypuje piasek z łopatki do wiaderka.
-Tak, nie mam dziewczyny, a rodzina spędza teraz czas na wsi- wyszczerzył się Anderson.- Ale Tobie to się stary powodzi. Odżyłeś po powrocie z Rosji- zabawnie poruszył brwiami, wskazując na mnie i dziecko.
-No widzisz jak ona na mnie działa? To jest mój prywatny dopalacz- przytulił mnie mocniej i zaśmiał się.
-Olek, nie syp na pana piasku- odezwałam się, gdyż zasypywał stopy siatkarza.
-Nie- burknął i dalej sypał.
-Olo! Tak nie wolno- ale ten robił swoje, co to tam słowa matki.
-Ale nie krzycz na niego- usłyszałam ze strony Bartka.- Matt się nie obrazi o to, zobacz teraz razem się obsypują.
-Jest dobrze- odparł Amerykanin.- To teraz przenosicie się do Włoch?
-Tak, w październiku tam zamieszkamy- odparł Kurek.
-Jeszcze nic nie wiadomo, bo Bartuś nie może znaleźć odpowiedniego mieszkania dla nas- z wymuszonym uśmiechem wypowiedziałam się na temat naszej przeprowadzki.
-Nie że nie mogę, tylko albo są za małe albo w paskudnej okolicy- wyjaśnił.
-A widziałeś moje mieszkanie w Rosji? Mój sąsiad ma jakieś porachunki z mafią i zawsze otwieram drzwi z nożem w ręku- opowiadał Matthew.
-Ja kupię Wiki jeszcze gaz, żeby nosiła w torebce..
-Butlę z gazem?- spytałam, na co ten popukał mnie po głowie i stwierdził, że jestem głupia.
Matt spędził z nami kilka godzin na plaży, a potem razem pojechaliśmy do jakiejś knajpki na obiadokolację. Po bardzo męczącym dniu, Olo usnął już o 20, z czego wywnioskowaliśmy, że pewnie będzie spał do rana. A my urządziliśmy sobie wieczorek przy lampce wina, wtuleni w siebie rozmawialiśmy na przeróżne tematy, co chwilę dając sobie buziaki. Po naszej bardzo owocnej nocy, aż jestem w szoku, że syn się nie obudził od tych jęków, kolejnego dnia nie nadawaliśmy się do życia. Zmęczenie robiło swoje, ale przecież nie popsujemy wakacji małemu, więc znowu spędziliśmy cały dzień nad wodą, robiąc pamiątkowe zdjęcia.
-Ruszać się przez Ciebie dzisiaj nie mogę. Ja coś czuję, że Ty mnie w nocy nawalasz po nerkach jakimś kijem bejsbolowym- wzdychałam, obserwując syna.
-Źle Ci ze mną? To proszę bardzo, wybieraj: ja, Edward Cullen czy Hache z „Trzy metry nad niebem”?- wypalił nagle.
-Ale przecież oni nie istnieją..- nie bardzo wiedziałam o co mu teraz chodzi, był śmiertelnie poważny.
-No to zostałem Ci tylko ja- z wielkim uśmiechem położył się na kocu i przegryzał paluszki.

-Jesteś niemożliwy- ucałowałam go w polik i razem wypoczywaliśmy. 


Cześć, cześć, cześć. :)
No i już piąty rozdział tutaj, historia się toczy, sielanka trwa, słoneczko świeci, jest dobrze. 
Problemy Mariusza z alkoholem to był taki nagły pomysł i masz. Napisało się. Tak samo jak i pojawienie się Andersona tutaj. Kto wie, co jeszcze się wydarzy, moja wyobraźnia nie śpi a pomysł same się rodzą. 
Jeśli ktoś chciałby być powiadamiany o nowym rozdziale to proszę zostawić jakieś namiary w zakładce INFORMOWANI.
Pozdrawiam, Dośka.  

poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział czwarty

Nasze spotkanie towarzyskie zaplanowaliśmy na tarasie, robiąc grilla. Kupiliśmy kiełbasę, mięsko, keczup, sosy, napój i standardowo alkohol. Gdy wróciliśmy ze sklepu poszłam pod prysznic, by ogarnąć trochę swój wygląd. Nie umawialiśmy się na konkretną godzinę, więc w każdej chwili mogą tu być, a jakoś wyglądać muszę. Włosy wysuszyłam, spięłam w wysokiego koka i zrobiłam lekki makijaż. Założyłam czerwoną bluzkę z dekoltem i czarne satynowe spodenki, a na stopy nałożyłam czarne sandałki na koturnie. Zeszłam do kuchni i zaczęłam przygotowywać poczęstunek. Mięsko trzeba było porządnie przyprawić, gdyż wszyscy lubimy jeść na ostro. Bartosz zaglądał do grilla, powoli rozpalając go.
-Mamusia!- Olo przybiegł do mnie. 
-Taaak?
-Cem jeść!- krzyknął, a w kuchni pojawił się mój mąż.
-Bartek daj mu gofra- mruknęłam, nie przerywając swojej czynności.
Gofry oczywiście kupiliśmy- nie ma czasu by zrobić w domu. Bartosz udekorował goferka bitą śmietaną i polewą czekoladową. Mały zadowolony poszedł do salonu i zaczął jeść.
-Ale pyszności robisz. Mmm- mówił, opierając się o blat.
-Mam nadzieję, że będzie smakowało.
-Na pewno. Pakowałaś się już?- spytał, przybliżając się do mnie.
-Jeszcze nie. Obyśmy jutro zdążyli się wyrobić.. Bartek, przesuń się.
-Jezu, jakbym Cię w łóżku słyszał- syknął z rozbawieniem.
-Ej! Nie przeginaj!- też się zaczęłam śmiać z takiego porównania, a ten stanął za mną i przytulił się do moich pleców, całując w szyję.
-Ślicznie pachniesz- sunął nosem po moich ramionach.
-Wiem. I wiedziałam, że Ci się spodoba..
-Cudowne. Ty cała jesteś cudowna- dalej zajmował się moją szyją.
No patrzcie jak mi słodzi. Ja wiem, że popełnił błąd, zdradzając mnie, wybaczyłam mu, więc niech przestanie tak słodko mówić. Ale w sumie.. miłe to.
-Dobra, dobra.. Bartek przestań- postanowiłam przerwać te czułości.
-No juuuuuż.
-Się nie schlej dzisiaj. Pamiętaj, że jutro jedziemy do Poznania, a potem do moich rodziców.
-Oczywiście, jak tylko będę dotrzymywał kroku chłopakom.. O patrz, Winiarscy są już- oznajmił, umyłam szybko ręcę, by przywitać się z nimi.
I już po chwili stali przy drzwiach i witali się z nami. Jak miło ich widzieć!
-No nareszcie jesteście, wchodźcie- powiedział Bartosz.
-Cześć Kurkowie! Dobrze was razem widzieć!- Winiarski nie krył swojego szczęścia, uśmiechając się.
-Was też. Cześć Oli- a mały Winiarski jak to na dżentelmena przystało, pocałował mnie w dłoń. Oczarował mnie.
-Haha, patrz Bartek jak Ci żonę odbija!
-A niech bierze ją- aż spojrzałam na śmiejącego się męża.
-No to Wiki witaj w rodzinie!- uroczyście ogłosił Winiar.
-Olek! Chodź do nas!- wołałam syna, a już po chwili słyszeliśmy tupot małych stópek.
Mały na początek się wstydził, ale potem z wesoło bawił się z Olivierem. Razem z Dagmarą poszłam do kuchni, a nasi panowie na taras z dziećmi.
-Przyniosłam sałatkę warzywną. Przepis od mamusi- oznajmiła.
-Ooo, to pewnie Michał lubi- zaczęłyśmy się śmiać, znając relacje Michał – Teściowa.
-A weź, on nie umie dogadać się z moją mamą. Ja myślałam, że złapią wspólny język, a tu nie ma takiej opcji. Jedno głupsze od drugiego, już mi ręce opadają- i zabawnie rozłożyła ręce.
-Bartek jeszcze przed rokiem był wychwalany w niebiosa przez moją mamę. A teraz to nie wiem, jak to będzie- zastanawiałam się, wyciągając talerze z szafki.
-Pewnie tak samo jak wtedy. Jak wam się układa?
-W miarę dobrze. Znowu nie widzimy poza sobą świata, budujemy zaufanie i chcemy stworzyć dobrą rodzinę. Szukamy domu we Włoszech, bo jeszcze nie dostaliśmy informacji o mieszkaniu klubowym. Jutro jedziemy do Poznania i Bydgoszczy, a pojutrze lecimy na wakacje- w skrócie przedstawiłam naszą sytuację i plany.
-A gdzie?- zaciekawiła się, poprawiając się na krześle.
-Na Majorkę. Do domku, w którym byliśmy w podróży poślubnej.
-Ooo! Ale macie dobrze! My odpuszczamy sobie wakacje za granicą. Pewnie spędzimy je trochę u moich rodziców, trochę u Michała. I powoli musimy szykować się na przeprowadzkę do Rosji..
-Chcesz tam mieszkać? Ja nie mogłam, nie chciałam.
-Jesteśmy małżeństwem z wieloletnim stażem, więc nie widzimy innej opcji niż wyjazd razem. Jesteśmy już na etapie przywiązania z miłości- wyszczerzyła się.
-Też bym tak chciała.. Aaa, Szampon przyjdzie z rodziną- przypomniało mi się, wolałam uprzedzić przed ich przybyciem.
-Paulina ostatnio mówiła mi, że ich małżeństwo ma kryzys. Ma problemy z Mariuszem – podobno częściej sięga po kieliszek.
-Mario? Nie wierzę. A tak fajnie się na nich razem patrzy- nie mogłam w to uwierzyć, aż usiadłam obok niej, czekając na dalsze informacje.
-Paula boi się o jego karierę. Prezes nie może się o tym dowiedzieć- mówiła, w jej głosie też wyczułam strach, w końcu od wielu lat się przyjaźnią.
-Rany, a jak już tak na serio popadł w alkoholizm? Nie chcę sobie nawet wyobrazić co ona czuje. Bartka już dzisiaj ostrzegłam, że nie ma pić za dużo. Ale do niego to jak do ściany. W końcu pije w domu, z kumplami pod okiem żony..
-O, patrz. Idą- czyżby nie przyjechali samochodem?
Razem wyszłyśmy ich przywitać. Paulina ubrana na sportowo, Mariusz chwiał się! Łapał wiatry! Aruś podbiegł do nas i wyściskał. Jaki on duży się zrobił!
-Ciocieeeee! A wiecie, że jutro jadę do babci na wakacje?- pytał zadowolony.
-Jaaaaa Arek. Ale fajnie masz!
-Pewnie będziesz się super bawił! No i witamy seniorów!- przytuliliśmy się, wchodząc do domu.
-A panowie gdzie? Wódkę chłodzą?- odezwał się Wlazły, a na twarzy jego żony pojawił się grymas.
-Są na tarasie, chodźmy do nich- ręką ich tam zaprosiłam, a razem z Dagmarą spojrzałyśmy na siebie.
-No cześć ruchacze! Zobaczcie co mam!- krzyknął „na wejście”, a z siateczki wyjął butelkę Krupnika.
Zdziwiło mnie jak nazwał Bartka i Michała. Ruchacze? Przesadził już od samego początku. I na dodatek przyszedł podpity do nas. Na szczęście panowie puścili tę uwagę mimo uszu i normalnie się z nim przywitali, zauważając, że kolega ma już procenty w krwi.
-Ciociu, a mogę iść z chłopakami do piaskownicy?
-Pewnie Areczku, idźcie- kucnęłam przed nim, uśmiechając się, a on wziął „kuzynów” i poszli się bawić.
-To co? Można mięsko piec- oznajmił Bartosz.- Zajmujcie miejsca, siadajcie..
-Więc ja skoczę po żarecko- powiedziałam, a atmosfera była jakaś sztywna.
-Pomożemy Ci- zaoferowały kobitki i razem poszłyśmy.
Paula przyniosła szaszłyki. Powykładałyśmy jedzenie na miski, półmiski i talerzy, zaniosłyśmy do panów, a tam oni przejęli stery nad posiłkiem, a głównie to Bartosz. Przy piwie wesoło gawędzili, co jakiś czas „rzucając oko” na grill. A my wróciłyśmy do domu po talerzyki, sztućce, szklanki itp.
-Dziewczyny ratujcie- usłyszałyśmy Paulinę, która po chwili siedziała na podłodze i płakała.
-Paula kotuś, nie płacz. Co się dzieje?- kucnęłyśmy obok niej i przytuliłyśmy.
-Z każdym dniem jest gorzej. Codziennie przychodzi pijany, awanturuje się. Jego kariera wisi na włosku. Jak Piechocki zobaczy go, jak toczy się po całym chodniku to wyrzuci go z klubu- żaliła się, a my z bólem serca patrzałyśmy na nią.
-Nie mów tak. Mariusza nie zwolnią..- zaprzeczyłam, chcąc dodać jej trochę otuchy.
-Skąd to możesz wiedzieć? Ciebie Bartek nie bije, on wcale nie pije!
-Ale mnie zdradził- powiedziałam dobitnie, wymierzając sobie cios prosto w serce.
-A Ty myślisz, że Mariusz tego nie zrobił? Niejednokrotnie dostawałam dowody o jego zdradzie. Ale wybaczałam mu i nadal wybaczam, bo go kurwa kocham- kolejna fala łez pokryła jej twarz.
-Nie płacz. Nie warto.. Chodź, napijemy się, zapomnimy, odegrasz się na nim.
-Nie warto? 10 lat z nim żyję i mam ot tak odkochać się? Zapomnieć?
-Wiesz, że nie o to nam chodziło..
-Wy nie wiecie jak to jest- powtórzyła.- Nie jesteście bite. Ja codziennie obrywam. Boję się o siebie, o Arka ale kocham Mariusza nad życie. Wybaczę mu wszystko, byleby nie pił i był z nami..- do kuchni wszedł Bartosz. Zszokowany zatrzymał się.
-O kurde. Dziewczyny? Co się dzieje? Mogę jakoś pomóc?- kucnął obok nas, uważnie się przyglądając.
-Tak. Jak najmniej polewaj Mariuszowi- odezwała się Paula i zaczęła płakać a Daga ją przytuliła. Wzięłam męża za rękę i poszliśmy do salonu.
-Zaczął pić i biję ją. Proszę, nie daj mu piwska ani wódki..
-O w cholerę. Ale jak ja mam zrobić, żeby mu nie polewać, a reszcie tak?- uważnie mi się przyjrzał, zastanawiając się.
-Wymyślimy coś. On już i tak przyszedł pijany..
Dalsza część wieczoru minęła w miarę spokojnie. Wyjedliśmy się, trochę popiliśmy. Około 22 Olek poszedł spać; Mariusz też, tylko że usnął na kanapie w salonie. Panowie postanowili go szybko upić, by jeszcze u nas się trochę przespał. Założyliśmy ciepłe bluzy, bo zrobiło się zimno no i te straszne komary.
-Bartek bo słuchaj.. Ja załatwiłem teściowej robotę, straszy w zamku co sobotę- opowiadał kompletnie zalany Winiar.
-Nie mów tak o mojej mamie!- oburzyła się jego żona, już całkiem zalana.
-Michaś, to po jednym za teściowe. Panienki piją?- spytał mój mąż.
-Za teściowej, to jak najbardziej!- i kolejna porcja alkoholu trafiła w organizm.
-Wiecie co, ja już będę się zwijać.. Arek jest śpiący, Mariusz śpi..
-Zostańcie jeszcze.
-Nie nie. Naprawdę dziękujemy za gościnie, smacznie i miło było..- wstała i zaczęłam pakować swoje rzeczy do torebki.
-To zamówię wam taksówkę- zaoferowałam.
Panowie pomogli wstać Mariuszowi i doprowadzić go do samochodu, a my przytuliłyśmy Paulę i Arka.
-Poradzisz sobie?- spytałam.
-Nie pierwszy i nie ostatni raz- lekko się uśmiechnęła, wsiedli do auta i odjechali.
-No Michał, my też powoli zbieramy się..
-Kobieto daj mi chwilę jeszcze, my idziemy coś obgadać- i pod takim pretekstem poszli opróżnić to, co zostało w butelce. Na szczęście przenieśli się do salonu. Upomniałyśmy ich, żeby byli cicho i posprzątałyśmy taras. Oliwier oglądał bajki, siedząc obok ojca i cały czas marudził, żeby byli ciszej. Dagmara pomogła mi pozmywać naczynia, przy czym obgadałyśmy sprawę Wlazłych. Cholernie mi ich szkoda. Wyglądają na takich szczęśliwych, a to tylko pozory, bo w domu jest zupełnie inaczej. Przed 23 Winiarscy też odjechali taksówką do domu. Bartosz nawet dobrze się trzymał. To pewnie przez ten pobyt w Rosji. Razem poszliśmy zdjąć pranie, które wisiało w ogrodzie.
-No kochanie, dasz radę unieść tę miskę?- powiedziałam, wskazując na miskę z suchym praniem.
-Ja jestem macho i niech kobiety mi wybaczą- śpiewał sobie, uniósł miskę i zachwiało nim.
-No ja właśnie widzę. Chodź, pomogę Ci- wzięłam go pod rękę i doszliśmy do domu. Bartosz poszedł do kuchni się napić, a ja pozamykałam bramę, drzwi, okna.. I stwierdziłam, że w miarę ogarnięty dom mieliśmy. Zajrzałam jeszcze do syna, który spał jak aniołek i poszłam do męża. Nadal pił.
-Już masz kaca?- pytałam, śmiejąc się.
-Nie, tak jakoś mi ten sok zasmakował. To co, idziemy pod prysznic?- spytał, obejmując mnie.
-Najpierw Ty, potem ja- rozkazałam.
-Idziemy razem- mruknął.
-Niby dlaczego?
-Bo- przełknął ślinę.- Muszę umyć moje skarby- dłońmi przejechał po moich piersiach.- Moje zabytki- kontynuował, macając moją pupę.- I mój ósmy cud świata- zatrzymał ręce na moim kroczu.
Niewątpliwie, alkohol dodał mu pewności siebie, ale mi także. Brakowało mi tej bliskości. W kuchni zostawiliśmy jego koszulę. Po owocnym prysznicu, w którym Bartosz bardzo dokładnie umył moje ciało, przenieśliśmy się do sypialni. Wiedziałam, że zaraz nasze ciała się połączą i chciałam tego. Teraz tak. Gdy palcami majstrował przy „ósmym cudzie świata”, usłyszałam płacz małego.
-Bartek puść- wysapałam, ale ten dalej kontynuował swoje.
-Czekaj, zaraz wejdę..
-Kochanie, nie.
-Mmm, masz taką wilgotną.. Uwielbiam.
-Bartek, Olek płacze- uniósł głowę i wsłuchał się.
-No rzeczywiście- zszedł ze mnie.
Wyszłam z łóżka i założyłam jego koszulkę. Mówił, żebym się pospieszyła. Gdy weszłam do pokoju syna, on siedział w łóżeczku i płakał. Wzięłam go na ręce i od razu się uspokoił. Podałam mu misia, a on zaczął nim wyginać w różne strony.
-Synku, ty musisz iść spać- odezwałam się.
-Niieeeeeee.
-Ale my z tatą też już śpimy- i w drzwiach pojawił się „wywołany” ojciec.
-Olek idziesz spać- powiedział, wziął go ode mnie i ułożył w łóżeczku.
-Niieeeeeee- i zaczął płakać. Pięknie.
-Nie rycz tylko śpij!- wrzasnął, wywołując kolejną falę łez.
-Uspokój się. Nie będziesz na niego krzyczał- jak to mam w zwyczaju, stanęłam w obronie dziecka.
-Przeszkodził nam!
-To teraz seks jest ważniejszy niż własne dziecko? To proszę iść do łazienki i zabawić się rączką!- a on pochylił się nam małym i głaskał go po głowie.- Bartek idź, jesteś pijany.
-Dobra. Idę- i wywlókł się z pokoju.
Odczekałam chwilę i poszłam spać z synkiem do dawnej sypialni teściów. Mały bał się usnąć, więc go cały czas mocno tuliłam. Strasznie męczący dzień za nami.
Rano pobudkę zaserwował mi Olo. I taki to sposobem o 6:30 jedliśmy już tosty. Potem mały bawił się w salonie, a ja posprzątałam w kuchni. Koło 9 zjawił się Bartosz na dole. Jęczał, że głowa go boli i spać chce. Na stole stała butelka wody, którą od razu wypił.
-Cześć kochanie. Jak się czujesz?- spytał, całując mnie w polik.
-W miarę dobrze, a ty? Głowa boli?- uśmiechnęłam się i położyłam mu dłoń na czole.
-Nawet nie wiesz jak bardzo. Wgl mało co pamiętam, Olek jakoś dziwnie uciekł przede mną..
-Bo krzyczałeś na niego- wyjaśniłam.
-Ja? Niemożliwe- od razu odsunął się ode mnie i oparł o blat.
-No ty, ty. Naprawdę nie pamiętasz?- zaprzeczył kiwnięciem głowy.
-Oświeć mnie.
-Mały przeszkodził nam w sypialni, więc poszłam do niego. Po chwili pojawiłeś się ty, nakrzyczałeś na niego żeby nie płakał, bo bardzo chciałeś skończyć to, co zacząłeś..
-A co zacząłem?
-A jak myślisz?- chwila ciszy, szare komórki buzują w głowie Kurka, żółta lampka się zapaliła i masz!
-Kochaliśmy się? Serio? I ja nic nie pamiętam?! Nie no, coś pamiętam- i perfidnie spojrzał na moje krocze.
-Świnia!- oburzyłam się.
-Ale dobrze Ci było?- spytał z wielkim uśmiechem.
-Leczyć się musisz! A tak na marginesie, to szczytowałam dzięki Twoim palcom..- zdziwiony spojrzał na nie i zaśmiał się.
-Jeszcze z wprawy nie wyszły- skomentował.

Pogodził się z synkiem, a w południe wyjechaliśmy do Poznania. Oczywiście ja prowadziłam. Spakowaliśmy potrzebne rzeczy i późnym wieczorem znaleźliśmy się w Bydgoszczy u moich rodziców. Tam spędziliśmy noc, a następnego dnia o 13:15 lecieliśmy na upragnione wakacje. 

Z opóźnieniem ale ląduje na blogspocie, ale za to jakie dłuuuuugiiii O.o
Dziękuje za bardzo motywujące komentarze, kurcze powodujecie, że na mojej twarzy pojawia się "banan" :D
Jeśli ktoś chciałby być powiadamiany o nowym rozdziale to proszę zostawić jakieś namiary w zakładce INFORMOWANI

Pozdrawiam, Dośka. 

poniedziałek, 15 lipca 2013

Rozdział trzeci

W nocy obudził nas grzmot. Od razu przytuliłam się do Bartka. Teraz bynajmniej mam się do kogo tulić, bo w Poznaniu to ciężkie burzowe noce miałam. Próbowałam usnąć, ale nie wychodziło mi. Czekałam, aż Bartosz się pierwszy odezwie, żeby się upewnić czy nie śpi, bo potem by mi wygadywał, że taka stara a boi się burzy.
Seks? Na razie Bartek nie ma na co liczyć. Jeszcze nie teraz. A on chyba wyczuł moją niepewność, bo nie nalega i wgl nie porusza tego tematu. I bardzo się z tego powodu cieszę.
-Myszko boisz się?- nareszcie usłyszałam.
-Wcale. Przecież to tylko burza- dzielna Wiktoria, taa.
-To ja pójdę do łazienki- mruknął, podnosząc się.
-No chyba chory jesteś. Leż mi tu i przytul mnie.
-Uuu, a taaak. Burzy się nie boisz- żachnął.- Pierwsza nasz noc też była podczas burzy.. Jak Ty szybko do mnie przybiegłaś!
-Bo taka burza była, że zawał na miejscu, gdyby nie Ty. Myślałam, że nam nie wyjdzie, że to tylko wakacyjny romans, bo Ty sławny, ja zwykła dziewczyna z Kujaw- oczywiście, on musiał otworzyć buzię, by mi przerwać.
-Nie jesteś zwykła, jesteś niesamowita, ODWAŻNA, odpowiedzialna, piękna..
-Mów dalej, mów..- rozmarzyłam się i zachęciłam go do paplania głupot.
-Kochana, seksowna, oszałamiająca, inteligentna, masz tylko zalety, no i jesteś żoną tego Bartka Kurka.
-Ale Ty głupi. Do kościoła idziesz i na spowiedź, bo tak mi tu ściemniasz- i jakże tą uroczą chwilę przerwał nam płacz małego.
-Nie wstawaj, ja pójdę- wyleciał do synka, jakby się paliło. Po chwili wrócił z nim zapłakanym. Żal mi się zrobiło.
-Synuś chodź do mamy- wyciągnęłam ręce i przytuliłam go.
-Mamusiu..
-Cichutko słoneczko, nie bój się..
-Tatusiu przytul- aż ciepło zrobiło mi się na sercu, gdy to usłyszałam. Bartkowi pewnie też, widząc po jego uśmiechu. Leżałam, patrząc na nich z wielkim wyszczerzem.
-Cieszę się, że jesteś- powiedziałam.

Obudził nas Olek o 6 rano. Wpakował się Bartkowi na brzuch i zaczął go gilgotać. Po całym domu rozniósł się ich wesoły śmiech. Tęskniłam za takimi porankami.
-Dzień dobry mamusiu- przywitał się mąż buziakiem.
-No hej, co tak wcześnie już wyspani?- ledwo żywa uśmiechnęłam się.
-Jeść!- krzyknął Olo.
-To co mały, wstajemy czy prosimy mamę o śniadanie do łóżka?- wyszczerzyli się do siebie, chociaż i tak każdy znał odpowiedź.
-Tuuuuuu!
-No dobra, nie ma sprawy. Tylko co wam zrobić?
-Śniki!
-Eeem, naleśniki? Pewnie- powiedziałam, wychodząc z łóżka.
-Oluś włączymy Ci bajkę tutaj, a tatuś pójdzie pomóc mamusi, okej?- zaproponował Bartosz.
-Dobla ić. Tylko włąć!
Za zgodą syna zeszliśmy do kuchni. Mąż od razu przyparł mnie do lodówki i namiętnie pocałował. Jedną ręką oparł się o mebel, a drugą trzymał na moim biodrze, wywołując dreszcze na moim ciele. No co, rok mnie nikt tak nie dotykał. Nie wiem ile oddaliśmy się tej przyjemności, ale na pewno długo, bo usłyszeliśmy krzyk małego. Aha, czyli kreskówka się skończyła.
-Juuuuuś?!- ale nadal był w sypialni.
-Tatuś już idzie do Ciebie!- odkrzyknął i ponownie nasze języki się połączyły.
-Idź stąd, bo nam dziecko z głodu umrze- syknęłam, odrywając się od niego i lekko uderzyłam go w ramię.
-Ale przyjdziesz do nas?
-No pewnie, że tak. Daj mi 15 minut i jestem.
-Strasznie mocno Cię kocham- wyznał i poszedł do syna.
Zrobienie naleśników do wyczynów nie należało. Nie potrzebowałam przepisu, bo już tyle razy je robiłam, że znam na pamięć skład. A poza tym, ciasta na naleśniki nie da się zepsuć.
Po obiecanych minutach znalazłam się na górze z tacą. A panowie jeździli sobie samochodzikami po panelach.
-Śniadanko!- oznajmiłam, wchodząc do sypialni.
-Jeeeeeeeeeeeeest!
-Aleksander, pakuj się na łóżko- rozkazał Bartosz, podnosząc się z podłogi.
-Siam się pakuj- a mnie o mało co z nóg nie powaliło. Ze śmiechu oczywiście.
-Coś Ty powiedział?
-Nić- i grzecznie wspiął się na wyro.
-Nawet na niego nie krzycz- nie kryjąc rozbawienia, ruszyłam w obronę dziecka.
-Nie zamierzałem… Ty słyszałaś co on powiedział?- chyba nadal nie dowierzał, co usłyszał z usta własnego dziecka.
-Jeść, jeść, jeść!- słyszeliśmy małego.
Razem nakarmiliśmy się i razem wybrudziliśmy pościel. No ale mama wypierze- tłumaczyliśmy sobie, tylko, że to ja byłam tą mamą.
Zapowiadał się kolejny słoneczny dzień. Zrobiłam pranie i postanowiliśmy zająć się ogródkiem, bo trawa niedługo zacznie sięgać do połowy łydek. Więc tym się zajął mój mąż, jak to na faceta przystało. Ja powyrywałam zielsko w kwiatkach, a Olo bawił się w piaskownicy. Gdy zbliżała się godzina 12, postanowiłam wybrać się do sklepu. Trzeba coś zrobić na obiad, żeby nie było, że głodzę ich.
-Bartuś idę do sklepu, chcesz coś?- spytałam, podchodząc do niego, gdy wyłączył kosiarkę.
-Nie, dziękuję. Kochanie proszę Cie, ubierz się jak wychodzisz- fakt, znowu miałam tylko bikini, no ale blada nie pojadę na wyspy.
-Przecież muszę się opalić.. Co, z rozstępami wstyd do ludzi?
-No przestań, kochanie. Moim marzeniem jest, żebyś opalała się topless przy mnie..- mrugnął okiem, pesząc mnie.
-Uważaj bo się spełni.. Przypilnuj małego- zwyczajnie zwiałam.
Założyłam tunikę i wyszłam. Do marketu daleko nie miałam, więc droga dużo czasu mi nie zajęła. Dziś postawiłam na spaghetti. I wzięłam jeszcze kilka drożdżówek na popołudnie do kawy. Przy wyjściu spotkałam Wlazłych!
-Kurkowa! A Ty co teraz? W Bełchatowie?
-Jaaa, ale fajnie was widzieć- wyściskałam się z nimi.
-Zeszliście się z Bartkiem?- pytała Paulina.
-No tak. Wczoraj dopiero przyjechaliśmy. Ale na dniach wyjeżdżamy na wakacje- krótko przedstawiłam nasze plany „życiowe”. Hah.
-My właśnie wróciliśmy ze słonecznej Grecji. Osobiście polecam Wam to miejsce! Tak się opaliłam, że już tydzień nie mogę spać, a Mariusz robi mi kąpiele i okłady w maślance!- zachwalała Wlazła, wywołując uśmieszek na twarzy męża.
-I jaki zadowolony z tego jest!- wywnioskowałam po jego minie,
-Sama jesteś? A panowie gdzie?- zaczęli się rozglądać.
-W domu. Ja tylko wpadłam po zakupy na obiad. Może wpadlibyście popołudniu do nas?- zaproponowałam, bo fajnie byłoby spędzić razem trochę czasu, w końcu długo się nie widzieliśmy.
-Jasne, z wielką przyjemnością- ponownie wyściskałam się z nimi na pożegnanie.
-Powiedz Kurkowi, żeby wódkę chłodził!- usłyszałam jeszcze od Mario, na co jego żona zabawnie klepnęła go w bark. Cudowne małżeństwo.
Wróciłam do domu i wzięłam się za obiad. Znowu trzeba będzie iść do sklepu, bo będziemy mieli gości, ale tym razem wezmę mężczyzn ze sobą. Do noszenia siatek oczywiście.
-Skarbie, obiad!- krzyknęłam i wyłączyłam kosiarkę.
-Już lecę. Ale masz wyczucie czasu, bo właśnie skończyłem. Wezmę prysznic i zaraz będę- ucałował mnie i już go nie było.
Z synkiem poszliśmy do kuchni i czekaliśmy za nim. Mały zajął już wygodnie miejsce przy stole i walił sztućcami, robiąc niesamowity hałas. No i w taki sposób przywołał swojego ojca do posiłku.
-Jak byłaś w sklepie to był tu Winiar i zaprosiłem ich na popołudnie- oznajmił, siadając obok syna.
-Oooo, to dobrze się składa, bo ja z Wlazłymi się spotkałam i też ich zaprosiłam- nałożyłam mu na talerz makaronu i podałam sos.
-To może zrobimy grilla?- wypalił, no ale w sumie to nie taki głupi pomysł.
-Pewnie, tylko skoczymy do sklepu- przecież krakersów i makaronu nie wystawimy!

Hej ;* Jest i kolejny, powoli nabieramy tempa. Po raz kolejny dziękuję za ciepłe słowa, pod poprzednim rozdziałem. Cholernie motywujecie, wiecie? :D
Co do udziału Polaków w Lidze to.. Nie wyszło tak, jak ja sobie wymarzyłam. Ale przed nami jeszcze duuużo, duuużo Mistrzostw, meczy, setów, punktów i wspaniałych emocji!
Jeśli ktoś chciałby być powiadamiany o nowym rozdziale to proszę zostawić jakieś namiary w zakładce INFORMOWANI.

A kolejny rozdział pojawi się w weekend. ;))

Pozdrawiam, Dośka.