wtorek, 30 lipca 2013

Rozdział piąty

-Nareszcie!- krzyknęłam, gdy Bartosz otworzył drzwi domku na Majorce.
-Nic się nie zmieniło. W październiku też tu przyjedziemy- wypalił, odkładając nasze walizki pod ścianę. Aha, czyli pamięta miesiąc naszego ślub, kozak.
-Kochany w październiku to my będziemy we Włoszech. Szkoda, że tylko na tydzień tutaj jesteśmy..
-Ty możesz zostać.
-Bez Ciebie? Mowy nie ma. Będziemy jeździli za Tobą na Memoriał i Mistrzostwa, a potem razem do Italii.. Olek podoba Ci się?- spytałam synka.
-Taaak!- zadowolony biegał po salonie i kuchni.
-To jakie plany na dzisiaj?- pytał mąż, obejmując mnie.
-Musimy się rozpakować, zrobić jakieś zakupy, zjeść kolację no i spać..
-A spacer?- zaproponował.
-No może później Cię wyprowadzę- oznajmiłam, a ten zadźgał mnie w żeberka.
Dzisiejszego humoru nikt mi nie popsuje. Tak długo czekałam za tą chwilą, chcę ją wykorzystać na maxa. Dziś za wiele nie poszaleliśmy i o 22 wszyscy grzecznie spaliśmy.
Rano jak zwykle pobudka w wykonaniu Olka o godzinie 6. Na piżamie zeszłam do kuchni, wstawiając wodę. Nic tak nie postawia na nogi jak poranna kawa. Chwilę później na dole pojawili się panowie i uzgodniliśmy, że zjemy jajecznicę. Syn pobiegł do salonu pobawić się, a Bartek został ze mną i siedział przy stole pijąc kawkę.
-Tak sobie myślę, że chyba dzisiaj cały dzień spędzimy na plaży- mówiłam, wyciągając talerze z szafki.
-No pewnie, z wielką przyjemnością zgadzam się z Tobą- wyszczerzył się.
-Będziesz jarał się laseczkami w bikini, nie?- syknęłam, lekko denerwując się.
-Tak, szczególnie jedną blondynką w niebieskim stroju- mówił, przyglądając mi się.
-Widzę, że sprawdzałeś jakiego koloru mam bikini.. Zjesz tyle?- spytałam, nakładając mu jajecznicę na talerzyk.
-Tak, tak. Olo, śniadanie!- krzyknął.
Mały przybiegł do nas i zajął wygodne miejsce na kolanach swojego ojca. Gdy zjedliśmy posiłek, zaczęłam zmywać, a Bartosz jak wierny pies siedział w kuchni i obserwował mnie.
-Ty będziesz tak cały czas siedział?- zapytałam, wycierając naczynia.
-Nie mogę? Poza tym, nie mam nic ciekawego do roboty..
-To się rozbierz i ciuchów pilnuj.
-Ale masz marzenia- odszczekał, a ja aż z wrażenia spojrzałam na niego i wybuchłam śmiechem. 
-Zbieraj się stąd, idź ubierz Olka i idziemy na plażę- dostał ode mnie ze szmatki i ze śmiechem poszedł do syna.
W łazience ubrałam bikini i przewiewną sukienkę. Włosy związałam w koka, a na stopy nałożyłam japonki. Do torby spakowałam koc, ręczniki, olejek do opalania i ręczniki, a także krem dla syna, żeby się nie spalił. W drugiej torbie były zabawki małego (łopatka, wiaderko, itp.), a trzecia była z jedzeniem.
Gdy przy drzwiach zobaczyłam moich panów wybuchłam głośnym śmiechem. Olek był ubrany w bluzeczkę z długim rękawem i na pewno miał pod nią jeszcze podkoszulkę, a na nóżkach miał rajstopy.
-A nie będzie mu zbyt zimno?- spytałam z wielkim uśmiechem.
-No jeszcze spodnie mu założę- odparł, sięgając po nie.
-Przestań. Jest gorąco- zaśmiałam się i zdjęłam małemu zbędne ubrania, został tylko w podkoszulce i pampersie.- Tak będzie dobrze- oznajmiłam, zadowoleni wyszliśmy na plażę.
Znaleźliśmy wolne miejsce niedaleko domu. Ludzi było niesamowicie dużo, co się dziwić, pogoda dopisywała. Rozłożyłam koc i panowie sobie usiedli.
-Do wodi!- krzyknął Olo.
-No dalej tatusiu, idź z nim- powiedziałam, poprawiając kocyk.
-Poczekamy za mamą, dobra?- spytał małego, na co ten się zgodził.
Nie pozostało mi nic innego jak szybko ściągnąć sukienkę i rozebrać syna. Bartosz chwilę marudził, że ktoś może nam ukraść rzeczy, ale szybko go zapewniłam, że nic takiego się nie wydarzy. Weszłam po kolana do wody, a za mną mąż z dzieckiem na rękach.
-Brr, zimna- mruknęłam.
-Gorąca skarbie, gorąca.
Zaczęliśmy obmywać ciało Olka, a potem nasze nawzajem. Za daleko nie wchodziliśmy, bo wiadomo z dzieckiem trzeba ostrożniej w wodzie, a że Bartosz ma ADHD.. Pobawiliśmy się, pochlapaliśmy i zgłodnieliśmy. Mąż z synem owinęli się ręcznikiem i wcinali paluszki, a ja położyłam się na kocu i czekałam, aż wyschnę, może słońce mnie złapie.
-Ty, zobacz ile samolotów dzisiaj lata, jakaś kumulacja- fascynował się starszy Kurek i „jeździł” palcem po niebie, a jego młodsza kopia naśladowała ruchy ojca.
-No, pewnie na górze jest kolejka- wypaliłam, zakładając na nos okulary.
Poleżeliśmy chwilę w ciszy. Olek bawił się przy nas na piasku, a Bartek posmarował moje ciało olejkiem. I zadowolony jeździł palcem po moich plecach, co jakiś czas zatrzymując się na moich pośladkach, pytając czy tyłka nie chcę sobie opalić. Sorry, skarbie, nie ze mną te numery.
-Bartek!- usłyszeliśmy trochę nie wyraźną wymowę jego imienia.
Boże, nawet tutaj są jego fanki?!
-Matt? Czeeeść!- mąż poderwał się z miejsca, przywitał z jakimś mężczyzną i przeszli na język angielski.
-Wakacje spędzasz tutaj? Widzę, że z rodziną jesteś- mówił brunet, wyglądając zza kurkowego ramienia.
-A tak, tak. Poznajcie się, to jest moja żona Wiktoria, a to Matt Anderson, zaprzyjaźniliśmy się w Rosji- tłumaczył.
-Miło mi Cię poznać- usłyszałam.
-Mnie również- lekki uśmiech i uścisk ręki z mojej strony.
-A to nasz synek, Olek.
-Cześć wielkoludzie- przywitał się z nim „piątką”.
-Sam jesteś?- Bartosz zaproponował by spoczął z nami na kocu. A więc siedzimy sobie w trójkę, mąż mnie obejmuje a syn przesypuje piasek z łopatki do wiaderka.
-Tak, nie mam dziewczyny, a rodzina spędza teraz czas na wsi- wyszczerzył się Anderson.- Ale Tobie to się stary powodzi. Odżyłeś po powrocie z Rosji- zabawnie poruszył brwiami, wskazując na mnie i dziecko.
-No widzisz jak ona na mnie działa? To jest mój prywatny dopalacz- przytulił mnie mocniej i zaśmiał się.
-Olek, nie syp na pana piasku- odezwałam się, gdyż zasypywał stopy siatkarza.
-Nie- burknął i dalej sypał.
-Olo! Tak nie wolno- ale ten robił swoje, co to tam słowa matki.
-Ale nie krzycz na niego- usłyszałam ze strony Bartka.- Matt się nie obrazi o to, zobacz teraz razem się obsypują.
-Jest dobrze- odparł Amerykanin.- To teraz przenosicie się do Włoch?
-Tak, w październiku tam zamieszkamy- odparł Kurek.
-Jeszcze nic nie wiadomo, bo Bartuś nie może znaleźć odpowiedniego mieszkania dla nas- z wymuszonym uśmiechem wypowiedziałam się na temat naszej przeprowadzki.
-Nie że nie mogę, tylko albo są za małe albo w paskudnej okolicy- wyjaśnił.
-A widziałeś moje mieszkanie w Rosji? Mój sąsiad ma jakieś porachunki z mafią i zawsze otwieram drzwi z nożem w ręku- opowiadał Matthew.
-Ja kupię Wiki jeszcze gaz, żeby nosiła w torebce..
-Butlę z gazem?- spytałam, na co ten popukał mnie po głowie i stwierdził, że jestem głupia.
Matt spędził z nami kilka godzin na plaży, a potem razem pojechaliśmy do jakiejś knajpki na obiadokolację. Po bardzo męczącym dniu, Olo usnął już o 20, z czego wywnioskowaliśmy, że pewnie będzie spał do rana. A my urządziliśmy sobie wieczorek przy lampce wina, wtuleni w siebie rozmawialiśmy na przeróżne tematy, co chwilę dając sobie buziaki. Po naszej bardzo owocnej nocy, aż jestem w szoku, że syn się nie obudził od tych jęków, kolejnego dnia nie nadawaliśmy się do życia. Zmęczenie robiło swoje, ale przecież nie popsujemy wakacji małemu, więc znowu spędziliśmy cały dzień nad wodą, robiąc pamiątkowe zdjęcia.
-Ruszać się przez Ciebie dzisiaj nie mogę. Ja coś czuję, że Ty mnie w nocy nawalasz po nerkach jakimś kijem bejsbolowym- wzdychałam, obserwując syna.
-Źle Ci ze mną? To proszę bardzo, wybieraj: ja, Edward Cullen czy Hache z „Trzy metry nad niebem”?- wypalił nagle.
-Ale przecież oni nie istnieją..- nie bardzo wiedziałam o co mu teraz chodzi, był śmiertelnie poważny.
-No to zostałem Ci tylko ja- z wielkim uśmiechem położył się na kocu i przegryzał paluszki.

-Jesteś niemożliwy- ucałowałam go w polik i razem wypoczywaliśmy. 


Cześć, cześć, cześć. :)
No i już piąty rozdział tutaj, historia się toczy, sielanka trwa, słoneczko świeci, jest dobrze. 
Problemy Mariusza z alkoholem to był taki nagły pomysł i masz. Napisało się. Tak samo jak i pojawienie się Andersona tutaj. Kto wie, co jeszcze się wydarzy, moja wyobraźnia nie śpi a pomysł same się rodzą. 
Jeśli ktoś chciałby być powiadamiany o nowym rozdziale to proszę zostawić jakieś namiary w zakładce INFORMOWANI.
Pozdrawiam, Dośka.  

poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział czwarty

Nasze spotkanie towarzyskie zaplanowaliśmy na tarasie, robiąc grilla. Kupiliśmy kiełbasę, mięsko, keczup, sosy, napój i standardowo alkohol. Gdy wróciliśmy ze sklepu poszłam pod prysznic, by ogarnąć trochę swój wygląd. Nie umawialiśmy się na konkretną godzinę, więc w każdej chwili mogą tu być, a jakoś wyglądać muszę. Włosy wysuszyłam, spięłam w wysokiego koka i zrobiłam lekki makijaż. Założyłam czerwoną bluzkę z dekoltem i czarne satynowe spodenki, a na stopy nałożyłam czarne sandałki na koturnie. Zeszłam do kuchni i zaczęłam przygotowywać poczęstunek. Mięsko trzeba było porządnie przyprawić, gdyż wszyscy lubimy jeść na ostro. Bartosz zaglądał do grilla, powoli rozpalając go.
-Mamusia!- Olo przybiegł do mnie. 
-Taaak?
-Cem jeść!- krzyknął, a w kuchni pojawił się mój mąż.
-Bartek daj mu gofra- mruknęłam, nie przerywając swojej czynności.
Gofry oczywiście kupiliśmy- nie ma czasu by zrobić w domu. Bartosz udekorował goferka bitą śmietaną i polewą czekoladową. Mały zadowolony poszedł do salonu i zaczął jeść.
-Ale pyszności robisz. Mmm- mówił, opierając się o blat.
-Mam nadzieję, że będzie smakowało.
-Na pewno. Pakowałaś się już?- spytał, przybliżając się do mnie.
-Jeszcze nie. Obyśmy jutro zdążyli się wyrobić.. Bartek, przesuń się.
-Jezu, jakbym Cię w łóżku słyszał- syknął z rozbawieniem.
-Ej! Nie przeginaj!- też się zaczęłam śmiać z takiego porównania, a ten stanął za mną i przytulił się do moich pleców, całując w szyję.
-Ślicznie pachniesz- sunął nosem po moich ramionach.
-Wiem. I wiedziałam, że Ci się spodoba..
-Cudowne. Ty cała jesteś cudowna- dalej zajmował się moją szyją.
No patrzcie jak mi słodzi. Ja wiem, że popełnił błąd, zdradzając mnie, wybaczyłam mu, więc niech przestanie tak słodko mówić. Ale w sumie.. miłe to.
-Dobra, dobra.. Bartek przestań- postanowiłam przerwać te czułości.
-No juuuuuż.
-Się nie schlej dzisiaj. Pamiętaj, że jutro jedziemy do Poznania, a potem do moich rodziców.
-Oczywiście, jak tylko będę dotrzymywał kroku chłopakom.. O patrz, Winiarscy są już- oznajmił, umyłam szybko ręcę, by przywitać się z nimi.
I już po chwili stali przy drzwiach i witali się z nami. Jak miło ich widzieć!
-No nareszcie jesteście, wchodźcie- powiedział Bartosz.
-Cześć Kurkowie! Dobrze was razem widzieć!- Winiarski nie krył swojego szczęścia, uśmiechając się.
-Was też. Cześć Oli- a mały Winiarski jak to na dżentelmena przystało, pocałował mnie w dłoń. Oczarował mnie.
-Haha, patrz Bartek jak Ci żonę odbija!
-A niech bierze ją- aż spojrzałam na śmiejącego się męża.
-No to Wiki witaj w rodzinie!- uroczyście ogłosił Winiar.
-Olek! Chodź do nas!- wołałam syna, a już po chwili słyszeliśmy tupot małych stópek.
Mały na początek się wstydził, ale potem z wesoło bawił się z Olivierem. Razem z Dagmarą poszłam do kuchni, a nasi panowie na taras z dziećmi.
-Przyniosłam sałatkę warzywną. Przepis od mamusi- oznajmiła.
-Ooo, to pewnie Michał lubi- zaczęłyśmy się śmiać, znając relacje Michał – Teściowa.
-A weź, on nie umie dogadać się z moją mamą. Ja myślałam, że złapią wspólny język, a tu nie ma takiej opcji. Jedno głupsze od drugiego, już mi ręce opadają- i zabawnie rozłożyła ręce.
-Bartek jeszcze przed rokiem był wychwalany w niebiosa przez moją mamę. A teraz to nie wiem, jak to będzie- zastanawiałam się, wyciągając talerze z szafki.
-Pewnie tak samo jak wtedy. Jak wam się układa?
-W miarę dobrze. Znowu nie widzimy poza sobą świata, budujemy zaufanie i chcemy stworzyć dobrą rodzinę. Szukamy domu we Włoszech, bo jeszcze nie dostaliśmy informacji o mieszkaniu klubowym. Jutro jedziemy do Poznania i Bydgoszczy, a pojutrze lecimy na wakacje- w skrócie przedstawiłam naszą sytuację i plany.
-A gdzie?- zaciekawiła się, poprawiając się na krześle.
-Na Majorkę. Do domku, w którym byliśmy w podróży poślubnej.
-Ooo! Ale macie dobrze! My odpuszczamy sobie wakacje za granicą. Pewnie spędzimy je trochę u moich rodziców, trochę u Michała. I powoli musimy szykować się na przeprowadzkę do Rosji..
-Chcesz tam mieszkać? Ja nie mogłam, nie chciałam.
-Jesteśmy małżeństwem z wieloletnim stażem, więc nie widzimy innej opcji niż wyjazd razem. Jesteśmy już na etapie przywiązania z miłości- wyszczerzyła się.
-Też bym tak chciała.. Aaa, Szampon przyjdzie z rodziną- przypomniało mi się, wolałam uprzedzić przed ich przybyciem.
-Paulina ostatnio mówiła mi, że ich małżeństwo ma kryzys. Ma problemy z Mariuszem – podobno częściej sięga po kieliszek.
-Mario? Nie wierzę. A tak fajnie się na nich razem patrzy- nie mogłam w to uwierzyć, aż usiadłam obok niej, czekając na dalsze informacje.
-Paula boi się o jego karierę. Prezes nie może się o tym dowiedzieć- mówiła, w jej głosie też wyczułam strach, w końcu od wielu lat się przyjaźnią.
-Rany, a jak już tak na serio popadł w alkoholizm? Nie chcę sobie nawet wyobrazić co ona czuje. Bartka już dzisiaj ostrzegłam, że nie ma pić za dużo. Ale do niego to jak do ściany. W końcu pije w domu, z kumplami pod okiem żony..
-O, patrz. Idą- czyżby nie przyjechali samochodem?
Razem wyszłyśmy ich przywitać. Paulina ubrana na sportowo, Mariusz chwiał się! Łapał wiatry! Aruś podbiegł do nas i wyściskał. Jaki on duży się zrobił!
-Ciocieeeee! A wiecie, że jutro jadę do babci na wakacje?- pytał zadowolony.
-Jaaaaa Arek. Ale fajnie masz!
-Pewnie będziesz się super bawił! No i witamy seniorów!- przytuliliśmy się, wchodząc do domu.
-A panowie gdzie? Wódkę chłodzą?- odezwał się Wlazły, a na twarzy jego żony pojawił się grymas.
-Są na tarasie, chodźmy do nich- ręką ich tam zaprosiłam, a razem z Dagmarą spojrzałyśmy na siebie.
-No cześć ruchacze! Zobaczcie co mam!- krzyknął „na wejście”, a z siateczki wyjął butelkę Krupnika.
Zdziwiło mnie jak nazwał Bartka i Michała. Ruchacze? Przesadził już od samego początku. I na dodatek przyszedł podpity do nas. Na szczęście panowie puścili tę uwagę mimo uszu i normalnie się z nim przywitali, zauważając, że kolega ma już procenty w krwi.
-Ciociu, a mogę iść z chłopakami do piaskownicy?
-Pewnie Areczku, idźcie- kucnęłam przed nim, uśmiechając się, a on wziął „kuzynów” i poszli się bawić.
-To co? Można mięsko piec- oznajmił Bartosz.- Zajmujcie miejsca, siadajcie..
-Więc ja skoczę po żarecko- powiedziałam, a atmosfera była jakaś sztywna.
-Pomożemy Ci- zaoferowały kobitki i razem poszłyśmy.
Paula przyniosła szaszłyki. Powykładałyśmy jedzenie na miski, półmiski i talerzy, zaniosłyśmy do panów, a tam oni przejęli stery nad posiłkiem, a głównie to Bartosz. Przy piwie wesoło gawędzili, co jakiś czas „rzucając oko” na grill. A my wróciłyśmy do domu po talerzyki, sztućce, szklanki itp.
-Dziewczyny ratujcie- usłyszałyśmy Paulinę, która po chwili siedziała na podłodze i płakała.
-Paula kotuś, nie płacz. Co się dzieje?- kucnęłyśmy obok niej i przytuliłyśmy.
-Z każdym dniem jest gorzej. Codziennie przychodzi pijany, awanturuje się. Jego kariera wisi na włosku. Jak Piechocki zobaczy go, jak toczy się po całym chodniku to wyrzuci go z klubu- żaliła się, a my z bólem serca patrzałyśmy na nią.
-Nie mów tak. Mariusza nie zwolnią..- zaprzeczyłam, chcąc dodać jej trochę otuchy.
-Skąd to możesz wiedzieć? Ciebie Bartek nie bije, on wcale nie pije!
-Ale mnie zdradził- powiedziałam dobitnie, wymierzając sobie cios prosto w serce.
-A Ty myślisz, że Mariusz tego nie zrobił? Niejednokrotnie dostawałam dowody o jego zdradzie. Ale wybaczałam mu i nadal wybaczam, bo go kurwa kocham- kolejna fala łez pokryła jej twarz.
-Nie płacz. Nie warto.. Chodź, napijemy się, zapomnimy, odegrasz się na nim.
-Nie warto? 10 lat z nim żyję i mam ot tak odkochać się? Zapomnieć?
-Wiesz, że nie o to nam chodziło..
-Wy nie wiecie jak to jest- powtórzyła.- Nie jesteście bite. Ja codziennie obrywam. Boję się o siebie, o Arka ale kocham Mariusza nad życie. Wybaczę mu wszystko, byleby nie pił i był z nami..- do kuchni wszedł Bartosz. Zszokowany zatrzymał się.
-O kurde. Dziewczyny? Co się dzieje? Mogę jakoś pomóc?- kucnął obok nas, uważnie się przyglądając.
-Tak. Jak najmniej polewaj Mariuszowi- odezwała się Paula i zaczęła płakać a Daga ją przytuliła. Wzięłam męża za rękę i poszliśmy do salonu.
-Zaczął pić i biję ją. Proszę, nie daj mu piwska ani wódki..
-O w cholerę. Ale jak ja mam zrobić, żeby mu nie polewać, a reszcie tak?- uważnie mi się przyjrzał, zastanawiając się.
-Wymyślimy coś. On już i tak przyszedł pijany..
Dalsza część wieczoru minęła w miarę spokojnie. Wyjedliśmy się, trochę popiliśmy. Około 22 Olek poszedł spać; Mariusz też, tylko że usnął na kanapie w salonie. Panowie postanowili go szybko upić, by jeszcze u nas się trochę przespał. Założyliśmy ciepłe bluzy, bo zrobiło się zimno no i te straszne komary.
-Bartek bo słuchaj.. Ja załatwiłem teściowej robotę, straszy w zamku co sobotę- opowiadał kompletnie zalany Winiar.
-Nie mów tak o mojej mamie!- oburzyła się jego żona, już całkiem zalana.
-Michaś, to po jednym za teściowe. Panienki piją?- spytał mój mąż.
-Za teściowej, to jak najbardziej!- i kolejna porcja alkoholu trafiła w organizm.
-Wiecie co, ja już będę się zwijać.. Arek jest śpiący, Mariusz śpi..
-Zostańcie jeszcze.
-Nie nie. Naprawdę dziękujemy za gościnie, smacznie i miło było..- wstała i zaczęłam pakować swoje rzeczy do torebki.
-To zamówię wam taksówkę- zaoferowałam.
Panowie pomogli wstać Mariuszowi i doprowadzić go do samochodu, a my przytuliłyśmy Paulę i Arka.
-Poradzisz sobie?- spytałam.
-Nie pierwszy i nie ostatni raz- lekko się uśmiechnęła, wsiedli do auta i odjechali.
-No Michał, my też powoli zbieramy się..
-Kobieto daj mi chwilę jeszcze, my idziemy coś obgadać- i pod takim pretekstem poszli opróżnić to, co zostało w butelce. Na szczęście przenieśli się do salonu. Upomniałyśmy ich, żeby byli cicho i posprzątałyśmy taras. Oliwier oglądał bajki, siedząc obok ojca i cały czas marudził, żeby byli ciszej. Dagmara pomogła mi pozmywać naczynia, przy czym obgadałyśmy sprawę Wlazłych. Cholernie mi ich szkoda. Wyglądają na takich szczęśliwych, a to tylko pozory, bo w domu jest zupełnie inaczej. Przed 23 Winiarscy też odjechali taksówką do domu. Bartosz nawet dobrze się trzymał. To pewnie przez ten pobyt w Rosji. Razem poszliśmy zdjąć pranie, które wisiało w ogrodzie.
-No kochanie, dasz radę unieść tę miskę?- powiedziałam, wskazując na miskę z suchym praniem.
-Ja jestem macho i niech kobiety mi wybaczą- śpiewał sobie, uniósł miskę i zachwiało nim.
-No ja właśnie widzę. Chodź, pomogę Ci- wzięłam go pod rękę i doszliśmy do domu. Bartosz poszedł do kuchni się napić, a ja pozamykałam bramę, drzwi, okna.. I stwierdziłam, że w miarę ogarnięty dom mieliśmy. Zajrzałam jeszcze do syna, który spał jak aniołek i poszłam do męża. Nadal pił.
-Już masz kaca?- pytałam, śmiejąc się.
-Nie, tak jakoś mi ten sok zasmakował. To co, idziemy pod prysznic?- spytał, obejmując mnie.
-Najpierw Ty, potem ja- rozkazałam.
-Idziemy razem- mruknął.
-Niby dlaczego?
-Bo- przełknął ślinę.- Muszę umyć moje skarby- dłońmi przejechał po moich piersiach.- Moje zabytki- kontynuował, macając moją pupę.- I mój ósmy cud świata- zatrzymał ręce na moim kroczu.
Niewątpliwie, alkohol dodał mu pewności siebie, ale mi także. Brakowało mi tej bliskości. W kuchni zostawiliśmy jego koszulę. Po owocnym prysznicu, w którym Bartosz bardzo dokładnie umył moje ciało, przenieśliśmy się do sypialni. Wiedziałam, że zaraz nasze ciała się połączą i chciałam tego. Teraz tak. Gdy palcami majstrował przy „ósmym cudzie świata”, usłyszałam płacz małego.
-Bartek puść- wysapałam, ale ten dalej kontynuował swoje.
-Czekaj, zaraz wejdę..
-Kochanie, nie.
-Mmm, masz taką wilgotną.. Uwielbiam.
-Bartek, Olek płacze- uniósł głowę i wsłuchał się.
-No rzeczywiście- zszedł ze mnie.
Wyszłam z łóżka i założyłam jego koszulkę. Mówił, żebym się pospieszyła. Gdy weszłam do pokoju syna, on siedział w łóżeczku i płakał. Wzięłam go na ręce i od razu się uspokoił. Podałam mu misia, a on zaczął nim wyginać w różne strony.
-Synku, ty musisz iść spać- odezwałam się.
-Niieeeeeee.
-Ale my z tatą też już śpimy- i w drzwiach pojawił się „wywołany” ojciec.
-Olek idziesz spać- powiedział, wziął go ode mnie i ułożył w łóżeczku.
-Niieeeeeee- i zaczął płakać. Pięknie.
-Nie rycz tylko śpij!- wrzasnął, wywołując kolejną falę łez.
-Uspokój się. Nie będziesz na niego krzyczał- jak to mam w zwyczaju, stanęłam w obronie dziecka.
-Przeszkodził nam!
-To teraz seks jest ważniejszy niż własne dziecko? To proszę iść do łazienki i zabawić się rączką!- a on pochylił się nam małym i głaskał go po głowie.- Bartek idź, jesteś pijany.
-Dobra. Idę- i wywlókł się z pokoju.
Odczekałam chwilę i poszłam spać z synkiem do dawnej sypialni teściów. Mały bał się usnąć, więc go cały czas mocno tuliłam. Strasznie męczący dzień za nami.
Rano pobudkę zaserwował mi Olo. I taki to sposobem o 6:30 jedliśmy już tosty. Potem mały bawił się w salonie, a ja posprzątałam w kuchni. Koło 9 zjawił się Bartosz na dole. Jęczał, że głowa go boli i spać chce. Na stole stała butelka wody, którą od razu wypił.
-Cześć kochanie. Jak się czujesz?- spytał, całując mnie w polik.
-W miarę dobrze, a ty? Głowa boli?- uśmiechnęłam się i położyłam mu dłoń na czole.
-Nawet nie wiesz jak bardzo. Wgl mało co pamiętam, Olek jakoś dziwnie uciekł przede mną..
-Bo krzyczałeś na niego- wyjaśniłam.
-Ja? Niemożliwe- od razu odsunął się ode mnie i oparł o blat.
-No ty, ty. Naprawdę nie pamiętasz?- zaprzeczył kiwnięciem głowy.
-Oświeć mnie.
-Mały przeszkodził nam w sypialni, więc poszłam do niego. Po chwili pojawiłeś się ty, nakrzyczałeś na niego żeby nie płakał, bo bardzo chciałeś skończyć to, co zacząłeś..
-A co zacząłem?
-A jak myślisz?- chwila ciszy, szare komórki buzują w głowie Kurka, żółta lampka się zapaliła i masz!
-Kochaliśmy się? Serio? I ja nic nie pamiętam?! Nie no, coś pamiętam- i perfidnie spojrzał na moje krocze.
-Świnia!- oburzyłam się.
-Ale dobrze Ci było?- spytał z wielkim uśmiechem.
-Leczyć się musisz! A tak na marginesie, to szczytowałam dzięki Twoim palcom..- zdziwiony spojrzał na nie i zaśmiał się.
-Jeszcze z wprawy nie wyszły- skomentował.

Pogodził się z synkiem, a w południe wyjechaliśmy do Poznania. Oczywiście ja prowadziłam. Spakowaliśmy potrzebne rzeczy i późnym wieczorem znaleźliśmy się w Bydgoszczy u moich rodziców. Tam spędziliśmy noc, a następnego dnia o 13:15 lecieliśmy na upragnione wakacje. 

Z opóźnieniem ale ląduje na blogspocie, ale za to jakie dłuuuuugiiii O.o
Dziękuje za bardzo motywujące komentarze, kurcze powodujecie, że na mojej twarzy pojawia się "banan" :D
Jeśli ktoś chciałby być powiadamiany o nowym rozdziale to proszę zostawić jakieś namiary w zakładce INFORMOWANI

Pozdrawiam, Dośka. 

poniedziałek, 15 lipca 2013

Rozdział trzeci

W nocy obudził nas grzmot. Od razu przytuliłam się do Bartka. Teraz bynajmniej mam się do kogo tulić, bo w Poznaniu to ciężkie burzowe noce miałam. Próbowałam usnąć, ale nie wychodziło mi. Czekałam, aż Bartosz się pierwszy odezwie, żeby się upewnić czy nie śpi, bo potem by mi wygadywał, że taka stara a boi się burzy.
Seks? Na razie Bartek nie ma na co liczyć. Jeszcze nie teraz. A on chyba wyczuł moją niepewność, bo nie nalega i wgl nie porusza tego tematu. I bardzo się z tego powodu cieszę.
-Myszko boisz się?- nareszcie usłyszałam.
-Wcale. Przecież to tylko burza- dzielna Wiktoria, taa.
-To ja pójdę do łazienki- mruknął, podnosząc się.
-No chyba chory jesteś. Leż mi tu i przytul mnie.
-Uuu, a taaak. Burzy się nie boisz- żachnął.- Pierwsza nasz noc też była podczas burzy.. Jak Ty szybko do mnie przybiegłaś!
-Bo taka burza była, że zawał na miejscu, gdyby nie Ty. Myślałam, że nam nie wyjdzie, że to tylko wakacyjny romans, bo Ty sławny, ja zwykła dziewczyna z Kujaw- oczywiście, on musiał otworzyć buzię, by mi przerwać.
-Nie jesteś zwykła, jesteś niesamowita, ODWAŻNA, odpowiedzialna, piękna..
-Mów dalej, mów..- rozmarzyłam się i zachęciłam go do paplania głupot.
-Kochana, seksowna, oszałamiająca, inteligentna, masz tylko zalety, no i jesteś żoną tego Bartka Kurka.
-Ale Ty głupi. Do kościoła idziesz i na spowiedź, bo tak mi tu ściemniasz- i jakże tą uroczą chwilę przerwał nam płacz małego.
-Nie wstawaj, ja pójdę- wyleciał do synka, jakby się paliło. Po chwili wrócił z nim zapłakanym. Żal mi się zrobiło.
-Synuś chodź do mamy- wyciągnęłam ręce i przytuliłam go.
-Mamusiu..
-Cichutko słoneczko, nie bój się..
-Tatusiu przytul- aż ciepło zrobiło mi się na sercu, gdy to usłyszałam. Bartkowi pewnie też, widząc po jego uśmiechu. Leżałam, patrząc na nich z wielkim wyszczerzem.
-Cieszę się, że jesteś- powiedziałam.

Obudził nas Olek o 6 rano. Wpakował się Bartkowi na brzuch i zaczął go gilgotać. Po całym domu rozniósł się ich wesoły śmiech. Tęskniłam za takimi porankami.
-Dzień dobry mamusiu- przywitał się mąż buziakiem.
-No hej, co tak wcześnie już wyspani?- ledwo żywa uśmiechnęłam się.
-Jeść!- krzyknął Olo.
-To co mały, wstajemy czy prosimy mamę o śniadanie do łóżka?- wyszczerzyli się do siebie, chociaż i tak każdy znał odpowiedź.
-Tuuuuuu!
-No dobra, nie ma sprawy. Tylko co wam zrobić?
-Śniki!
-Eeem, naleśniki? Pewnie- powiedziałam, wychodząc z łóżka.
-Oluś włączymy Ci bajkę tutaj, a tatuś pójdzie pomóc mamusi, okej?- zaproponował Bartosz.
-Dobla ić. Tylko włąć!
Za zgodą syna zeszliśmy do kuchni. Mąż od razu przyparł mnie do lodówki i namiętnie pocałował. Jedną ręką oparł się o mebel, a drugą trzymał na moim biodrze, wywołując dreszcze na moim ciele. No co, rok mnie nikt tak nie dotykał. Nie wiem ile oddaliśmy się tej przyjemności, ale na pewno długo, bo usłyszeliśmy krzyk małego. Aha, czyli kreskówka się skończyła.
-Juuuuuś?!- ale nadal był w sypialni.
-Tatuś już idzie do Ciebie!- odkrzyknął i ponownie nasze języki się połączyły.
-Idź stąd, bo nam dziecko z głodu umrze- syknęłam, odrywając się od niego i lekko uderzyłam go w ramię.
-Ale przyjdziesz do nas?
-No pewnie, że tak. Daj mi 15 minut i jestem.
-Strasznie mocno Cię kocham- wyznał i poszedł do syna.
Zrobienie naleśników do wyczynów nie należało. Nie potrzebowałam przepisu, bo już tyle razy je robiłam, że znam na pamięć skład. A poza tym, ciasta na naleśniki nie da się zepsuć.
Po obiecanych minutach znalazłam się na górze z tacą. A panowie jeździli sobie samochodzikami po panelach.
-Śniadanko!- oznajmiłam, wchodząc do sypialni.
-Jeeeeeeeeeeeeest!
-Aleksander, pakuj się na łóżko- rozkazał Bartosz, podnosząc się z podłogi.
-Siam się pakuj- a mnie o mało co z nóg nie powaliło. Ze śmiechu oczywiście.
-Coś Ty powiedział?
-Nić- i grzecznie wspiął się na wyro.
-Nawet na niego nie krzycz- nie kryjąc rozbawienia, ruszyłam w obronę dziecka.
-Nie zamierzałem… Ty słyszałaś co on powiedział?- chyba nadal nie dowierzał, co usłyszał z usta własnego dziecka.
-Jeść, jeść, jeść!- słyszeliśmy małego.
Razem nakarmiliśmy się i razem wybrudziliśmy pościel. No ale mama wypierze- tłumaczyliśmy sobie, tylko, że to ja byłam tą mamą.
Zapowiadał się kolejny słoneczny dzień. Zrobiłam pranie i postanowiliśmy zająć się ogródkiem, bo trawa niedługo zacznie sięgać do połowy łydek. Więc tym się zajął mój mąż, jak to na faceta przystało. Ja powyrywałam zielsko w kwiatkach, a Olo bawił się w piaskownicy. Gdy zbliżała się godzina 12, postanowiłam wybrać się do sklepu. Trzeba coś zrobić na obiad, żeby nie było, że głodzę ich.
-Bartuś idę do sklepu, chcesz coś?- spytałam, podchodząc do niego, gdy wyłączył kosiarkę.
-Nie, dziękuję. Kochanie proszę Cie, ubierz się jak wychodzisz- fakt, znowu miałam tylko bikini, no ale blada nie pojadę na wyspy.
-Przecież muszę się opalić.. Co, z rozstępami wstyd do ludzi?
-No przestań, kochanie. Moim marzeniem jest, żebyś opalała się topless przy mnie..- mrugnął okiem, pesząc mnie.
-Uważaj bo się spełni.. Przypilnuj małego- zwyczajnie zwiałam.
Założyłam tunikę i wyszłam. Do marketu daleko nie miałam, więc droga dużo czasu mi nie zajęła. Dziś postawiłam na spaghetti. I wzięłam jeszcze kilka drożdżówek na popołudnie do kawy. Przy wyjściu spotkałam Wlazłych!
-Kurkowa! A Ty co teraz? W Bełchatowie?
-Jaaa, ale fajnie was widzieć- wyściskałam się z nimi.
-Zeszliście się z Bartkiem?- pytała Paulina.
-No tak. Wczoraj dopiero przyjechaliśmy. Ale na dniach wyjeżdżamy na wakacje- krótko przedstawiłam nasze plany „życiowe”. Hah.
-My właśnie wróciliśmy ze słonecznej Grecji. Osobiście polecam Wam to miejsce! Tak się opaliłam, że już tydzień nie mogę spać, a Mariusz robi mi kąpiele i okłady w maślance!- zachwalała Wlazła, wywołując uśmieszek na twarzy męża.
-I jaki zadowolony z tego jest!- wywnioskowałam po jego minie,
-Sama jesteś? A panowie gdzie?- zaczęli się rozglądać.
-W domu. Ja tylko wpadłam po zakupy na obiad. Może wpadlibyście popołudniu do nas?- zaproponowałam, bo fajnie byłoby spędzić razem trochę czasu, w końcu długo się nie widzieliśmy.
-Jasne, z wielką przyjemnością- ponownie wyściskałam się z nimi na pożegnanie.
-Powiedz Kurkowi, żeby wódkę chłodził!- usłyszałam jeszcze od Mario, na co jego żona zabawnie klepnęła go w bark. Cudowne małżeństwo.
Wróciłam do domu i wzięłam się za obiad. Znowu trzeba będzie iść do sklepu, bo będziemy mieli gości, ale tym razem wezmę mężczyzn ze sobą. Do noszenia siatek oczywiście.
-Skarbie, obiad!- krzyknęłam i wyłączyłam kosiarkę.
-Już lecę. Ale masz wyczucie czasu, bo właśnie skończyłem. Wezmę prysznic i zaraz będę- ucałował mnie i już go nie było.
Z synkiem poszliśmy do kuchni i czekaliśmy za nim. Mały zajął już wygodnie miejsce przy stole i walił sztućcami, robiąc niesamowity hałas. No i w taki sposób przywołał swojego ojca do posiłku.
-Jak byłaś w sklepie to był tu Winiar i zaprosiłem ich na popołudnie- oznajmił, siadając obok syna.
-Oooo, to dobrze się składa, bo ja z Wlazłymi się spotkałam i też ich zaprosiłam- nałożyłam mu na talerz makaronu i podałam sos.
-To może zrobimy grilla?- wypalił, no ale w sumie to nie taki głupi pomysł.
-Pewnie, tylko skoczymy do sklepu- przecież krakersów i makaronu nie wystawimy!

Hej ;* Jest i kolejny, powoli nabieramy tempa. Po raz kolejny dziękuję za ciepłe słowa, pod poprzednim rozdziałem. Cholernie motywujecie, wiecie? :D
Co do udziału Polaków w Lidze to.. Nie wyszło tak, jak ja sobie wymarzyłam. Ale przed nami jeszcze duuużo, duuużo Mistrzostw, meczy, setów, punktów i wspaniałych emocji!
Jeśli ktoś chciałby być powiadamiany o nowym rozdziale to proszę zostawić jakieś namiary w zakładce INFORMOWANI.

A kolejny rozdział pojawi się w weekend. ;))

Pozdrawiam, Dośka.  

piątek, 12 lipca 2013

Rozdział drugi

Z Warszawy wyjechaliśmy po kilku dniach – zatrzymaliśmy się w hotelu. Teraz jedziemy do Bełchatowa, do naszego „starego” domu. Rodzice Bartka już tam nie mieszkają – wrócili do Nysy, do ich dawnego domu. Strasznie słoneczny i upalny dzień dzisiaj. Za kierownicą siedzę ja w samym bikini. Bartosz siedzi obok mnie w spodenkach, a Olek w tyle w foteliku dziecięcym, zajadając się żelkami. W radiu lecą letnie hity RMF FM. Cicho podśpiewuje razem z Anią Wyszkoni.
-Olek, daj żelka- mąż wychylił się do tyłu.
-Mas.
-Dziękuję. Mama chce?- spytał, podając mi opakowanie.
-A chcę. Zobaczysz czy w schowku nie ma okularów?- oddaliśmy żelki do tyłu.
-Już patrzę.. No są- dodał po chwili i podał mi je, zaczął przeglądać wszystkie papiery, które tam były. W sumie, to tylko jakieś starocie.- Ooo, nawet moje okulary tu są- zdziwił się, ale je założył na nos.
-W Rosji i tak pewnie nie były Ci potrzebne.
-No nie były- przytaknął, pijąc colę.
-Chyba za chwilę zajadę na jakiś CPN, bo możemy nie dojechać do Bełka..
-Spokojnie, dojedziemy- zapewnił, patrząc na wskaźnik.
-Będziesz pchał- w myślach już widziałam tę scenkę i zaczęłam się śmiać.
-No nie śmiej się ze mnie!- oburzył się na żarty, ale sam się wyszczerzył.- Najwyżej zadzwonimy po Szampona.
I tak postawiłam na swoim i skręciłam na CPN. Ja nie chcę mieć przygód z powodu braku paliwa.
-Olek idziesz z mamą?- spytałam.
-Tak!.. Kupiś mi coś?
-Pewnie- uśmiechnęłam się do niego, widząc szczęśliwą buźkę i odpięłam swój pas bezpieczeństwa.
-No ale chyba tak nie pójdziesz- usłyszałam.
-To znaczy jak?
-No w samym stroju.
-Bartek, przestań..
-Spodenki- rzucił krótko.
Wysiadł z auta i otworzył tylne drzwi. Podał mi spodenki, a sam odpiął syna i wziął go na ręce. Dla świętego spokoju założyłam je i także wysiadłam. Akurat podszedł do nas chłopak z obsługi.
-Dzień dobry. Za ile ślicznej pani zalać?- pewny siebie oparł się o samochód i mrugnął okiem.
-Do pełna- mruknął Bartek, zachodząc go od tyłu.
-Okeeej- i zabrał się do swoje pracy.
Bartosz trzymał Olka, a ja zawiązałam mu buta i podałam mu butelkę z piciem. A jego tatuś się nic nie odzywał, tylko miażdżył wzrokiem kolesia z obsługi.
-Proszę zapłacić w kasie- wyszczerzył się młody.
-Dziękuję bardzo- pociągnęłam Bartosza za rękę i odeszliśmy.
Mega duża ta stacja. Sklep połączony z barem. Wielki namiot, w którym można też jeść. Ogromniasty parking i ogródek. Niedługo to będzie główna atrakcja na drodze Warszawa – Bełchatów. Ja poszłam do kasy, a panowie do półek ze słodyczami. Po chwili już stałam obok nich.
-Co bierzecie?- spytałam, ale odpowiedzi nie usłyszałam.- Oluś co chcesz?
-To- wskazał palcem.
-Znowu żelki?- na co on pokiwał głową, uśmiechając się.
-I to- batonik.
-I Kubusia do picia, tak?- zaproponowałam.
-Taaaak!
-A moje kochanie coś chce?- trochę słodyczy i może humor mu się poprawi.
-Nie.- uuu, ktoś tu chyba jest zazdrosny.
Wzięłam 2 czekoladowe Grześki, paczkę chipsów i butelkę coli. I moja dieta poszła w niepamięć. Bo to wszystko wina Kurka! Zapłaciliśmy i wsiedliśmy do auta. Bartosz otworzył małemu żelki i razem wpierniczali.
-O co Ci chodzi?- pytałam, zapinając pas.
-O nic- uciął krótko.
-Cholera, znowu coś zrobiłam?!- zaczynałam się bardziej nakręcać, no ale byście widziały jak on się zachowywał!
-Jakie znowu?.. Nie podobał mi się ten koleś.
-No i dobrze, bo tylko ja Ci się powinnam podobać- chciałam przerobić to wszystko w żart, no ale ten nie..
-Oj wiesz o co mi chodzi.. On Ci się perfidnie patrzał w cycki! W moje cycki!- no i się dowiedzieliśmy, co Bartosza boli.
-Robisz z igły widły. Jeeny, koleś mnie nie zna i pewnie nie pozna, a nawet nigdy nie zobaczy. Pocieszył trochę oko i już. Niepotrzebnie się złościsz… Serio mam takie fajne?- spytałam i spojrzałam sobie na moje „poduszki”.
Bartosz tylko zezował okiem i uśmiechał się. No tak, on sypiał na nich i wspomnienia pewnie powróciły. W sumie, to jest to co Bartek lubi we mnie najbardziej.
-Pojedziemy gdzieś na wakacje?- wypalił, zmieniając temat.
-Ale jak, kiedy, gdzie?- typowa kobietka, brawo.
-Może wyspy? Domek na Majorce..
-Ten domek? Ten z podróży poślubnej? Łaaał. To będzie dość dużo kosztowało- no co, ekonomista jestem.
-Nie martw się o pieniądze.
-No ale Bartek.. Znowu wszystko za Twoje pieniądze- syknęłam oburzona.
-Proszę Cię, to są nasze pieniądze. Jesteśmy rodziną, konto jest wspólne i pieniądze na nim też. A poza tym, to chcę jakoś wynagrodzić Wam to, co zrobiłem..
-Skończ. Nie chcę do tego wracać- szybko przerwałam mu i ponownie włączyłam radio.
I taki to koniec rozmowy. Resztę drogi nie odzywaliśmy się do siebie. Nawet Olo nic nie mówił. Około 17 zlądowaliśmy w Bełchatowie. Nic się nie zmieniło. Nasz dom nadal wyglądał bajecznie, kwiaty wokół domu kwitły, tylko trzeba będzie trawnik skosić. Zaparkowałam przed bramą.
-Zobacz, usnął- powiedziałam, wskazując małego.
-To ja go zaniosę. Chyba łóżeczko jeszcze jest.
Wysiadłam z auta i rozprostowała się. Zdecydowanie byłam za długo w jednej pozycji. Wzięłam torebkę i zakluczyłam auto. Idąc, szukałam kluczy w torbie i za nic nie mogłam znaleźć. Przecież były! Na szczęście pojawił się Bartosz trzymający i Olka i klucze. Weszliśmy do domu, a wszystkie wspomnienia powróciły.
-2 lata temu też spał jak go tu przywieźliśmy- wspominałam nasz przyjazd ze szpitala, idąc do kuchni.
-Szybko zleciało. Chodź, położymy go na górze.
Więc razem poszliśmy do małego pokoju. Zmieniłam pościel i już Olo leżał wygonie na „starych śmieciach”. Chwilę popatrzeliśmy na niego i zeszliśmy do kuchni z zamiarem wypicia kawy. Nie było.
-Trzeba będzie skoczyć do sklepu, gdyż nic nie mamy.
-Co się dziwić, kilka miesięcy nikt tu nie mieszkał. Może pójdę?- zaproponował.
-Chce Ci się?.. To zrobię mini listę- usiedliśmy przy stole z długopisem i kartką.
-Ile tutaj zostaniemy?- odezwałam się, spisując potrzebne produkty.
-Mam prawie miesiąc wolnego. Pod koniec sierpnia muszę być we Włoszech. W sumie to musimy. Bo chyba nie zostajesz w Polsce?
-Nie. Ja Ciebie samego już nigdzie nie puszczę- odpowiedziałam i wyszczerzyliśmy się do siebie.
-Cieszę się. No to więc, jakoś za 3-4 dni możemy lecieć na wakacje.
-Tylko musimy wstąpić do Poznania, po rzeczy moje i Olka, bo tutaj mamy najpotrzebniejsze tylko.
-Kupimy nowe.
-Bartek..- nie lubię rozrzutności, a on zaczyna przesadzać.
-No co?
-Nic. I trzeba zastanowić się co robimy z domem i z mieszkaniem..
-Szkoda go sprzedać, nie? To nasz pierwszy wspólny dom.
-No i będzie stał, taki pusty? Złodzieje będą mieli chrapkę na niego.. Może któryś z chłopaków przenosi się tutaj co? By zajął się domem, zamieszkał tu..
-Ale to nie jest taki głupi pomysł. Andrzej Wrona się przenosi do Skry, zadzwonię i zapytam.
-No to super. Proszę kochanie, a jutro możemy skoczyć po trochę większe.
-Oookej. To za jakieś pół godziny będę- wstał, cmoknął mnie w polik i wyszedł z kuchni.
-Czekam- dodałam.
Gdy mojego męża nie było, rozejrzałam się po chatce. Dosłownie, nic się nie zmieniło. Rzeczy stały w tych samych miejscach, tylko kwiatów nie było. Pewnie teściowa wzięła. Pościel w sypialni była wciąż ta sama. Nasze zdjęcia ze ślubu, z sylwestra, zdjęcia Olka nadal stały na wielkiej komodzie. Tyle wspomnień..
-Kochanie jestem!- usłyszałam, byle tylko nie obudził syna.
-Jesteś. Już na zawsze- wyszeptałam i zeszłam do niego, zrobić upragnioną kawę.


Czeeeść. ;)
Z całego serca chcę podziękować za tak miłe przyjęcie. Cieszę się, że jeszcze nie zapomnieliście o mnie i o tej historii. A ja, korzystam z wakacji i tworzę, tworzę, tworzę. Jeśli ktoś chciałby być powiadamiany o nowym rozdziale to proszę zostawić jakieś namiary w zakładce INFORMOWANI.

Kolejny rozdział pojawi się w poniedziałek ;)
A teraz liczymy na 6 punktów!


Pozdrawiam, Dośka. 

środa, 10 lipca 2013

Rozdział pierwszy


Stoję właśnie z Olkiem na lotnisku w Warszawie. Za chwile Złotopolscy przylatują z Argentyny, w której wywalczyli srebro Ligii Światowej 2013. W finale spotkaliśmy się z ulubioną Brazylią i niestety spakowali nas do domu w tie-breaku. A marzyło nam się kolejny raz z rzędu złoto, ale.. Nie wyszło. Dlatego teraz, razem z setkami osób stoję i czekam na nich. A w sumie to tylko na niego. Od jego wyjazdu do Rosji widzieliśmy się tylko raz – w Wigilię Bożego Narodzenia. Tak, spędziliśmy razem święta, lecz wtedy nie pojednaliśmy się do końca. Teraz chcę z nim wyjaśnić sobie wszystko i chcę prosić go, by wrócił do nas. Koniec z moim egoistycznym zachowaniem, muszę myśleć o synku, o nim. Wiem ile Bartek wycierpiał przez naszą rozłąkę; wiem, że to miało wpływ na jego grę w klubie i wiem jak on się starał, by nas odzyskać.
W dniu pierwszego meczu Polaków wysłałam mu sms z jakże zadziwiającą treścią:

„Przywieziesz medal – wracasz do nas”

Natychmiast oddzwonił, pytając czy nie żartuję. Oczywiście zapewniłam go, że to czysta prawda i ma się przyłożyć. To taka jakby kolejna motywacja, by coś osiągnęli z tych zawodów jako drużyna. Czy z medalem, czy bez i tak wrócił do nas. Po czwartej z rzędu porażce otrzymał kolejną wiadomość:

„Ty chyba nie chcesz do nas wrócić..”

I jak na zawołanie kolejne spotkania nasi wygrali. Baa, nawet Bartek przywiózł statuetkę MVP turnieju.
I są! Z hali przylotów wychodzi Iwona Ignaczak z dziećmi, żona Rucka, Agnieszka Jarosz w zaawansowanej ciąży, Dagmara Winiarska z potomstwem, ale nigdzie nie widać siatkarzy.
-Wiktoria! Jak super Cię widzieć! Ale się cieszymy! A Kuraś jak się ucieszy!- krzyknęła Aga i zostałam wyściskana przez koleżanki.
-Cześć Olo! Urosłeś!
-Chłop jak dąb!
A mały się zawstydził. No patrzcie, nie poznaje własnego dziecka. On i wstyd? W sumie.. nie ma co się dziwić – tylko kobiet wokół niego.
-Ej ej, nie zawstydzać mojego synka! Jakie wy opalone!- z wrażenia ich brązowej skóry, przejechałam palcem po ramieniu Dagmary.
-Słońce, plaża, drineczki, przystojni barmani.. Takie wakacje to ja lubię!
-No Ty Aguś na pewno drineczki, ciekawe co Kuba na to- żartowałyśmy z niej.
-Nie nie, ja tylko soczek dla towarzystwa- dzielnie się broniła.
-Ale Olo jest podobny do Bartka, będzie miał skubany powodzenie- mówiła Ruciakowa.
-Oczy to ma za mamusią- wychwalały, a ja poprawiłam mu koszulkę, trzymając go na rękach.
-Dobrze, że nie macie córeczki. Bo mój tata zawsze powtarzał, że jak ma się syna to pilnuje się tylko jego, a ja córkę to całego osiedla- Winiarska żartowała, a my zaniosłyśmy się śmiechem.
-No to Michał pewnie ma na oku całe Bełchatów- dodałyśmy.
-Szkoda, że nie leciałaś z nami.. Kurcze takie emocje były!
-A jaki doping stworzyłyśmy! Normalnie jak w Spodku!- zachwalała Iwonka.
-No a gdzie te sreberka?- spytałam, rozglądając się.
-Krzysiek kręci z nimi wywiady do Igłą Szyte i wszystkich zatrzymuje. Nawet sztab i trenerów!
-No to super. Bynajmniej się dowiemy więcej, niż tylko z ich opowieści.
-Będziemy wiedziały co tak się działo, gdy nas nie było!
-A co!
-Zmęczeni pewnie są, nie?
-Zmęczeni, ale szczęśliwi. Tak trudno było na początku, a dostali się aż do finału..
-Tata!- usłyszeliśmy krzyk Olka i mały wskazał palcem przed siebie.
Wyszli. Ubrani w biało-czerwone dresy z medalami na karkach. Każdy wyszczerzony, zadowolony. Igła z kamerą, bo jakby to inaczej. Jedni podchodzili do kibiców, inni odnajdowali swoje rodziny, ktoś udzielał wywiadu, Kubiak już był przy automacie ze słodyczami.. Powoli ruszyłam w stronę Bartka. Stałam obok kibiców, czekając aż podejdzie bliżej. Gdy składał podpis na koszulce dziewczynie obok mnie, mały zaczął się mi wyrywać do niego, więc szybko spytałam.
-A mi Pan też da autograf?
-Gdzie? – mruknął, nie podnosząc głowy z nad koszulki.
-No nie wiem, może na ustach?
Od razu spojrzał na mnie i wielki uśmiech pojawił się na jego twarzy.
-Rany, co wy tu robicie?- pytał i wziął syna na ręce, bo cały czas krzyczał „tata”.
-Czekamy za tatusiem- grzecznie odpowiedziałam.
-Synku mój, ale Ty duży!- wycałował go i przytulał.
-To jak z tym autografem?- niecierpliwiłam się, no co.
Ponownie uśmiech zajął mu pół twarzy, przybliżył się i delikatnie mnie pocałował. Więc wzięłam „sprawy w swoje ręce” i pogłębiłam pocałunek. Słyszeliśmy obok nas Krzyśka, pewnie szedł z kamerą, mówiącego „a tak to się witają chłopacy ze swoimi paniami.. O kurde to Kurkowie! Oluś nie patrz!.. Iwona, pogodzili się!”- krzyczał odchodząc od nas. Oderwałam się od Bartosza.
 -Medal jest, więc miejsce w domu też dla Ciebie jest- powiedziałam śmiejąc się.
-A jeśli bym nie przywiózł medalu? Nie wróciłbym?
-Nie, nie wróciłbyś do nas. To my wrócilibyśmy do Ciebie- znowu go pocałowałam.
-Jezu, jak ja tęskniłem!- objął nas ramieniem, całując nasze czółka.

Tak Kurek, nawet nie wiesz jak bardzo ja tęskniłam. Cholernie mocno mi Ciebie brakowało. 
I wiesz co? Kocham Cię kurde.




Cześć. ;) Jest i pierwszy rozdział, za wszelkie błędy przepraszam. Dziękuję, że czekałyście tyle miesięcy za powrotem tej historii. Cieszę się, że jeszcze ktoś chce czytać to opowiadanie. I właśnie stworzyłam listę INFORMOWANI bo kompletnie nie wiem kogo powiadamiać, więc jeśli mogłybyście zostawić jakieś namiary czy coś, to byłabym wdzięczna.
Kolejny rozdział wstawię jakoś w piątek, jeszcze przed meczem. ;)

Pozdrawiam, Dośka. 

wtorek, 9 lipca 2013

Bohaterowie

Wiktoria Kurek

24 - letnia matka i żona. Po wyjeździe Bartka do Rosji zrozumiała, że nie umie z Nim żyć.. ale bez Niego też nie potrafi. Wybaczyła mu. Wybaczyła mu tą cholerną zdradę. Próbuje żyć normalnie, tak, jakby nie było tej sytuacji; tak, jak prawdziwa matka Polka, chociaż cały czas ma w sercu żal. 

"To co Nam było, co Nam się zdarzyło, do ułożenia w głowie mam." 

Bartosz Kurek

25 - letni ojciec i mąż. Po nieudanym sezonie w Rosji zmienia barwy klubowe i przenosi się do Włoch. Od roku ponownie buduje zaufanie swojej żony. Każdą wolną chwilę chce spędzić z rodziną, by nadrobić stracony czas. 

"Tylko Ona jedyna swe ciało wciąż wycina, tylko Ona jest moja, kocham Ją."

Aleksander Kurek

2 - letni syn Wiktorii i Bartka. Od kilku miesięcy sprawnie porusza się na swoich nóżkach i troszkę mówi. Oczko w głowie rodziców i dziadków. Uwielbia oglądać reklamy z dziećmi w tle (szczególnie te Bebiko). Jego "hobby" to zrzucanie na podłogę wszystkiego, co znajduje się na półkach, do których dosięga (np. dekoder Polsatu). 

"50% mamy, 50% taty"