Z Warszawy wyjechaliśmy po kilku dniach – zatrzymaliśmy się
w hotelu. Teraz jedziemy do Bełchatowa, do naszego „starego” domu. Rodzice
Bartka już tam nie mieszkają – wrócili do Nysy, do ich dawnego domu. Strasznie
słoneczny i upalny dzień dzisiaj. Za kierownicą siedzę ja w samym bikini.
Bartosz siedzi obok mnie w spodenkach, a Olek w tyle w foteliku dziecięcym,
zajadając się żelkami. W radiu lecą letnie hity RMF FM. Cicho podśpiewuje razem
z Anią Wyszkoni.
-Olek, daj żelka- mąż wychylił się do tyłu.
-Mas.
-Dziękuję. Mama chce?- spytał, podając mi opakowanie.
-A chcę. Zobaczysz czy w schowku nie ma okularów?- oddaliśmy
żelki do tyłu.
-Już patrzę.. No są- dodał po chwili i podał mi je, zaczął
przeglądać wszystkie papiery, które tam były. W sumie, to tylko jakieś
starocie.- Ooo, nawet moje okulary tu są- zdziwił się, ale je założył na nos.
-W Rosji i tak pewnie nie były Ci potrzebne.
-No nie były- przytaknął, pijąc colę.
-Chyba za chwilę zajadę na jakiś CPN, bo możemy nie dojechać
do Bełka..
-Spokojnie, dojedziemy- zapewnił, patrząc na wskaźnik.
-Będziesz pchał- w myślach już widziałam tę scenkę i
zaczęłam się śmiać.
-No nie śmiej się ze mnie!- oburzył się na żarty, ale sam
się wyszczerzył.- Najwyżej zadzwonimy po Szampona.
I tak postawiłam na swoim i skręciłam na CPN. Ja nie chcę
mieć przygód z powodu braku paliwa.
-Olek idziesz z mamą?- spytałam.
-Tak!.. Kupiś mi coś?
-Pewnie- uśmiechnęłam się do niego, widząc szczęśliwą buźkę
i odpięłam swój pas bezpieczeństwa.
-No ale chyba tak nie pójdziesz- usłyszałam.
-To znaczy jak?
-No w samym stroju.
-Bartek, przestań..
-Spodenki- rzucił krótko.
Wysiadł z auta i otworzył tylne drzwi. Podał mi spodenki, a
sam odpiął syna i wziął go na ręce. Dla świętego spokoju założyłam je i także
wysiadłam. Akurat podszedł do nas chłopak z obsługi.
-Dzień dobry. Za ile ślicznej pani zalać?- pewny siebie oparł
się o samochód i mrugnął okiem.
-Do pełna- mruknął Bartek, zachodząc go od tyłu.
-Okeeej- i zabrał się do swoje pracy.
Bartosz trzymał Olka, a ja zawiązałam mu buta i podałam mu
butelkę z piciem. A jego tatuś się nic nie odzywał, tylko miażdżył wzrokiem
kolesia z obsługi.
-Proszę zapłacić w kasie- wyszczerzył się młody.
-Dziękuję bardzo- pociągnęłam Bartosza za rękę i odeszliśmy.
Mega duża ta stacja. Sklep połączony z barem. Wielki namiot,
w którym można też jeść. Ogromniasty parking i ogródek. Niedługo to będzie
główna atrakcja na drodze Warszawa – Bełchatów. Ja poszłam do kasy, a panowie
do półek ze słodyczami. Po chwili już stałam obok nich.
-Co bierzecie?- spytałam, ale odpowiedzi nie usłyszałam.-
Oluś co chcesz?
-To- wskazał palcem.
-Znowu żelki?- na co on pokiwał głową, uśmiechając się.
-I to- batonik.
-I Kubusia do picia, tak?- zaproponowałam.
-Taaaak!
-A moje kochanie coś chce?- trochę słodyczy i może humor mu
się poprawi.
-Nie.- uuu, ktoś tu chyba jest zazdrosny.
Wzięłam 2 czekoladowe Grześki, paczkę chipsów i butelkę
coli. I moja dieta poszła w niepamięć. Bo to wszystko wina Kurka! Zapłaciliśmy
i wsiedliśmy do auta. Bartosz otworzył małemu żelki i razem wpierniczali.
-O co Ci chodzi?- pytałam, zapinając pas.
-O nic- uciął krótko.
-Cholera, znowu coś zrobiłam?!- zaczynałam się bardziej
nakręcać, no ale byście widziały jak on się zachowywał!
-Jakie znowu?.. Nie podobał mi się ten koleś.
-No i dobrze, bo tylko ja Ci się powinnam podobać- chciałam
przerobić to wszystko w żart, no ale ten nie..
-Oj wiesz o co mi chodzi.. On Ci się perfidnie patrzał w
cycki! W moje cycki!- no i się dowiedzieliśmy, co Bartosza boli.
-Robisz z igły widły. Jeeny, koleś mnie nie zna i pewnie nie
pozna, a nawet nigdy nie zobaczy. Pocieszył trochę oko i już. Niepotrzebnie się
złościsz… Serio mam takie fajne?- spytałam i spojrzałam sobie na moje
„poduszki”.
Bartosz tylko zezował okiem i uśmiechał się. No tak, on
sypiał na nich i wspomnienia pewnie powróciły. W sumie, to jest to co Bartek
lubi we mnie najbardziej.
-Pojedziemy gdzieś na wakacje?- wypalił, zmieniając temat.
-Ale jak, kiedy, gdzie?- typowa kobietka, brawo.
-Może wyspy? Domek na Majorce..
-Ten domek? Ten z podróży poślubnej? Łaaał. To będzie dość
dużo kosztowało- no co, ekonomista jestem.
-Nie martw się o pieniądze.
-No ale Bartek.. Znowu wszystko za Twoje pieniądze- syknęłam
oburzona.
-Proszę Cię, to są nasze pieniądze. Jesteśmy rodziną, konto
jest wspólne i pieniądze na nim też. A poza tym, to chcę jakoś wynagrodzić Wam
to, co zrobiłem..
-Skończ. Nie chcę do tego wracać- szybko przerwałam mu i
ponownie włączyłam radio.
I taki to koniec rozmowy. Resztę drogi nie odzywaliśmy się
do siebie. Nawet Olo nic nie mówił. Około 17 zlądowaliśmy w Bełchatowie. Nic
się nie zmieniło. Nasz dom nadal wyglądał bajecznie, kwiaty wokół domu kwitły,
tylko trzeba będzie trawnik skosić. Zaparkowałam przed bramą.
-Zobacz, usnął- powiedziałam, wskazując małego.
-To ja go zaniosę. Chyba łóżeczko jeszcze jest.
Wysiadłam z auta i rozprostowała się. Zdecydowanie byłam za
długo w jednej pozycji. Wzięłam torebkę i zakluczyłam auto. Idąc, szukałam
kluczy w torbie i za nic nie mogłam znaleźć. Przecież były! Na szczęście
pojawił się Bartosz trzymający i Olka i klucze. Weszliśmy do domu, a wszystkie
wspomnienia powróciły.
-2 lata temu też spał jak go tu przywieźliśmy- wspominałam
nasz przyjazd ze szpitala, idąc do kuchni.
-Szybko zleciało. Chodź, położymy go na górze.
Więc razem poszliśmy do małego pokoju. Zmieniłam pościel i
już Olo leżał wygonie na „starych śmieciach”. Chwilę popatrzeliśmy na niego i
zeszliśmy do kuchni z zamiarem wypicia kawy. Nie było.
-Trzeba będzie skoczyć do sklepu, gdyż nic nie mamy.
-Co się dziwić, kilka miesięcy nikt tu nie mieszkał. Może
pójdę?- zaproponował.
-Chce Ci się?.. To zrobię mini listę- usiedliśmy przy stole
z długopisem i kartką.
-Ile tutaj zostaniemy?- odezwałam się, spisując potrzebne
produkty.
-Mam prawie miesiąc wolnego. Pod koniec sierpnia muszę być
we Włoszech. W sumie to musimy. Bo chyba nie zostajesz w Polsce?
-Nie. Ja Ciebie samego już nigdzie nie puszczę-
odpowiedziałam i wyszczerzyliśmy się do siebie.
-Cieszę się. No to więc, jakoś za 3-4 dni możemy lecieć na
wakacje.
-Tylko musimy wstąpić do Poznania, po rzeczy moje i Olka, bo
tutaj mamy najpotrzebniejsze tylko.
-Kupimy nowe.
-Bartek..- nie lubię rozrzutności, a on zaczyna przesadzać.
-No co?
-Nic. I trzeba zastanowić się co robimy z domem i z
mieszkaniem..
-Szkoda go sprzedać, nie? To nasz pierwszy wspólny dom.
-No i będzie stał, taki pusty? Złodzieje będą mieli chrapkę
na niego.. Może któryś z chłopaków przenosi się tutaj co? By zajął się domem,
zamieszkał tu..
-Ale to nie jest taki głupi pomysł. Andrzej Wrona się
przenosi do Skry, zadzwonię i zapytam.
-No to super. Proszę kochanie, a jutro możemy skoczyć po
trochę większe.
-Oookej. To za jakieś pół godziny będę- wstał, cmoknął mnie
w polik i wyszedł z kuchni.
-Czekam- dodałam.
Gdy mojego męża nie było, rozejrzałam się po chatce.
Dosłownie, nic się nie zmieniło. Rzeczy stały w tych samych miejscach, tylko
kwiatów nie było. Pewnie teściowa wzięła. Pościel w sypialni była wciąż ta
sama. Nasze zdjęcia ze ślubu, z sylwestra, zdjęcia Olka nadal stały na wielkiej
komodzie. Tyle wspomnień..
-Kochanie jestem!- usłyszałam, byle tylko nie obudził syna.
-Jesteś. Już na zawsze- wyszeptałam i zeszłam do niego,
zrobić upragnioną kawę.
Czeeeść. ;)
Z całego serca chcę podziękować za tak miłe przyjęcie.
Cieszę się, że jeszcze nie zapomnieliście o mnie i o tej historii. A ja,
korzystam z wakacji i tworzę, tworzę, tworzę. Jeśli ktoś chciałby być
powiadamiany o nowym rozdziale to proszę zostawić jakieś namiary w zakładce
INFORMOWANI.
Kolejny rozdział pojawi się w poniedziałek ;)
A teraz liczymy na 6 punktów!
Pozdrawiam, Dośka.
klepię! :D
OdpowiedzUsuńFajnie jest czytać o tak szczęśliwych małżonkach, o zazdrosnym Bartku i wiecznie głodnym Olku! :D Bartosz chce chyba odkupić swoje wszystkie winy, dlatego jest potulny jak baranek i taki strasznie cichy, grzeczny. Nie podoba mi się jednak to, że stał się taki rozrzutny i szasta pieniędzmi na prawo i lewo. Tym nie wynagrodzi swojej rodzinie tej rocznej rozłąki. Myślę, że powinien się skupić bardziej na spędzaniu z nimi czasu, wspólnych zabawach, spacerach, a nie na kasie. ;)
Usuńpozdrawiam i do następnego!
Patex :*
Ja ja ja ! DOŚKA! Ty zyjesz ! Nareszcie powróciłaś! ;*
OdpowiedzUsuńBartosz jaki grzeczny, chce odbudować uczucie. I udaje mu się to. A Olek to słodki dzieciak, chociaż jak bym się nie podzieliła żelkami :D
Pozdróffka, Amna. :D
Sielanka to lubię :)
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na następny :)
Pozdrawiam i zapraszam do siebie http://volleyball-is-my-word.blogspot.com/ :)
MalinowaSłodycz :)
Super, fajnie że do nas wróciłaś :D
OdpowiedzUsuńJeeej, tak się ciesze, że wróciłaś! ;*
OdpowiedzUsuńWidzę, że teraz u Wiktorii i Bartka sielanka..
A ja to lubię! ;)
Pozdrawiam, Patrycja! :*