poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział siódmy

-O, patrzcie. Kurkowie!- usłyszeliśmy głos Adriana, gdy wysiedliśmy z auta taty.
-Nareszcie jesteście. Już myślałam, że samolot miał awarie i nie dolecicie, a tyle pierogów narobiłam- mamusia wyleciała z domu, witała się z nami całusem i zabrała nam dziecko. 
-Adi pomóż z walizkami, a nie tak stoisz- skracał „młodego” ojciec.
-No daj mi się wyściskać z siostrą i szwagrem. Jak było na wyspach? Kurde, jacy opaleni..
-Już im przesłuchanie urządzasz? Nie wystarczy, że zrobi to matka?1- burzył się tata, na co my wybuchliśmy śmiechem.
-Bardzo fajnie, mamy zdjęcia, wszystko pokażemy i opowiemy- zapewniał Kurek, a ja podałam mu torbę.
-Te, szwagier, my mamy do pogadania.
-Adrian zamknij się- warknęłam.- Już Ci kiedyś powiedziałam, że nie masz mieszać się w nasze życie.
-No patrzcie jakie to się drażliwe zrobiło. Co dzisiaj? Wszystkie mają okres czy co?
Wypakowaliśmy dalsze bagaże w ciszy i usiedliśmy w domku, w ogródku. Było tak, jak zapamiętałam. Trawa zawsze wzorowo skoszona, kwiaty kolorowo kwitły – mama miała obsesją na punkcie kwiatów. Z każdym rokiem było więcej odmian, a mamusia bardzo chciała mieć wszystkie. Holenderskie tulipany to podstawa! Na stole pojawiły się ciastka, wspomniane pierogi, ciasto drożdżowe i szklanki z kawą. Każdy się częstował, znaczy mama nałożyła nam na talerze, gdyż stwierdziła, że się wstydzimy.
-Jaki poważny, ma to po babci- zachwalała mama, przytulając Olka.
-Na pewno.
-No na pewno nie po dziadku- odpyskowała i podała wnukowi butelkę z herbatką, który napił się, a potem wybiegł z domku.
Ojciec tylko machnął ręką i przemówił.
-Ja pamiętam jak Adriana maluchem wiozłem ze schroniska.. A tak płakał! Już na pierwszym rondzie chciałem go wysadzić, no ale mamusia oczywiście nie, bo grzeczny jest a płakać musi jak każdy noworodek.. Cyc mamusi to był. No i nadal jest.
-Przymknij się już, Paliga. Głupoty gadasz. Bartek, Ty weź sobie pojedź, bo niedługo wiatr Cię porwie..- i kolejna porcja żarecka znalazła się na jego talerzu.
-A dziękuję bardzo, pierogi zrobiła mama pyszne- tak tak, zachwalaj.- A Ty Wiki podpytaj mamę jak zrobić takie dobre, bo zamierzasz mi zrobić je, jak przyjadę ze Spały- mrugnął do mnie okiem, ukazując swoje białe ząbki.
-Nic nie zamierzam- od razu zaprzeczyłam, nie wrobi mnie w lepienie pierogów.
-Zamierzasz, zamierzasz. Tylko jeszcze nic o tym nie wiesz- odpowiedział, co wywołało śmiech u rodziny.
-Jak powiesz jeszcze jedno słowo, to będą klapsy na tyłek- mruknęłam, popijając sok.- A gdzie jest Olo?- zaczęłam rozglądać się po ogródku i co? Nie było go nigdzie.- Nie ma go.. Olek!- zerwałam się z miejsca i pobiegłam do domu.
-Wiki, uspokój się!
Bartosz pobiegł za mną, jak i reszta. Martwię się o Olka bo to moje dziecko, a on jest jeszcze taki mały.. A gdzie go znaleźliśmy? W salonie, przy stoliku gdzie była czekolada. Jadł sobie ładnie słodkie z półmiska, brudząc się tym niesamowicie. Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą, a nawet zaczęliśmy się śmiać.
-Oluś skarbie, oddaj to- powiedziałam, biorąc go na ręce i odkładając czekoladę.
-Daj!
-Nie, już dużo zjadłeś.
-Daj!- ponownie ryknął, a w jego oczach pojawiły się łzy.
-Nie, zjadłeś już wystarczająco dużo. Musisz zostawić coś dla babci i dziadka.
-Wiki, daj mu. Przecież nic się nie stanie- usłyszałam głos ojca.
-Tato, powiedziałam, że nie zje więcej czekolady, to nie zje- szłam w zaparte.
-Wiktoria, to jest dziecko..
-Cicho Kazik, cicho- odezwała się mama.- Chodź kochanie z babcią, babcia Ci coś pokaże- wzięła go na ręce i wyszli do ogrodu.
-Mogłaś mu dać- syknął mąż, gdy siedzieliśmy znowu w ogrodzie, patrząc jak Olo z babcią podlewa kwiatki.
-Bartek tam była cała tabliczka. Pieprzone 12 kawałków! By się porzygał, co by się mogło stać- z nerwów stukałam palcami o stół.
-Przesadzasz.
-Co to dzisiaj jest z tymi babami? Nerwowe jakby nie wiem co. Mamuśka to talerz zbiła w złości- opowiadał tata.
-Jaka matka, taka córka- rzekł Adi.
-No Ty chyba zaraz dostaniesz..
-Spokojnie siostra. Bartek to jej minie. Mojej Ali po 3 dniach przeszło- wyszczerzył się.
-Adrian, masz pannę?- zaciekawił się Kurek.
-Noo.. 2 miesiące już z nią wytrzymałem.
-Ty, a gdzie ona mieszka?
-Tam, gdzie ptaki zawracają- machnął ręką, zajadając się ciastem drożdżowym.
-Adrian to już w ogóle się nam rozpuścił. Co chwilę na dyskotekę idzie, a w poniedziałek z pracy pijany przyjechał, bo szef stawiał! Nawet w niedzielę nie było go na zjeździe rodzinnym u wuja Zdzisia bulwersował się tatuś.
-A czemu Ci nie było?- spytałam, bacznie go obserwując, chociaż dobrze znałam odpowiedź.
-Nogi mnie bolały- wyznał, głupio uśmiechając się.
-Jego nogi zawsze bolą w niedziele, jak trzeba do kościoła iść!
-Oj no bo ostatnio imieniny koleżanki były. Mama budzi mnie na 11 do kościoła, a ja pionu nie mogłem złapać- relacjonował, śmiejąc się.
-I dlatego mama taka zła chodzi?
-Nie wiem. Może. Ale pewnie też dlatego, że taty szef miał wypadek i teraz mogą posypać się zwolnienia.
-Tak? A co mu się stało?- zaciekawiłam się. No co, muszę być na bieżąco.
-Wszedł na budowę i z rusztowania spadł- w skrócie wyjaśnił tata.
-To niedobrze. I jak z nim?- pytał mąż.
-Chyba źle, bo nie wrzeszczał „wypierdalać kurwa do roboty, bo premię wezmę”- nabijał się Adrian.
-Ty weź przestań, dobra?- syknął ojciec, a mama z wnukiem przyszła do nas.
Bartek od razu dał synkowi pić.
-Ale teraz jaki sajgon tam mają. Prokuratora, przesłuchania, śledztwo. Ludzie mówią, że podobno kilku pracowników pijanych było. No ale tak jest przeważnie na każdej budowie. Na alkomat większość brali..
-Dobrze, że taty nie pytali czy pił coś, bo by powiedział, że on nigdy nie trzeźwieje- wtrąciła się mama, patrząc na swojego męża.
-No Ty już mi tu nie dowalaj przy córce i zięciu. Byś się pohamowała.
-A idź mi- oburzona mamuśka poszła do domu. Ostro.
-Za babą nie trafisz..
-Bartek, Wiki też tak ma? Pewnie daje Ci popalić, nie?- spytał braciszek.
-Oooj, i to jeszcze jak. Nieraz spałem na kanapie- mówił, ciesząc się.
-Grabisz sobie Kurek. Jedź już do tej Spały- wkurzona także poszłam do domu. No co.
-Aaa, bo dzisiaj rano deszcz padał, a ja się dziwię co to tera, a to zmiana pogody- usłyszałam.
Z mamą przegadałam 2 godziny, opowiadając jak i słuchając opowieści. Oczywiście mamusia nie kryła radości i musiała pochwalić moją decyzję o powrocie do Bartosza. Jej też już przeszło, emocje wypłynęły i cieszy się, że widzi naszą trójkę razem. Mówiła, że Bartek dzwonił do nich, przepraszał, pytał co u nich, u mnie. A mama nawet wysyłała mu zdjęcia Olka, gdy on był w Rosji. Chwaliła się, że ma dobry kontakt z moją teściową. Nauczyły się obsługiwać „skajpaja” – tak sobie to nazwała, i w wolnych chwilach opowiadają i komentują wszystko i wszystkich. Pokazałam zdjęcia z Majorki, pogadałyśmy o przyszłości, jak i wspominałyśmy przeszłość. Około 18 umówiłam się z Wiolą, że przyjdę do niej. Bartosz nie chciał iść ze mną, więc został z rodziną i synem. O wszystkim, co dzieje się u nas, dowiedziała się Wiolka, a ona powiedziała mi, że pisze sobie z Karolem Kłosem. A zaczęło się od facebooka. Wiolka podjarana wpisami Karollo, postanowiła go poznać i patrz, ma to co chciała. Przed 21 wróciłam do domu. W drzwiach stanął Bartek z Adrianem. Normalnie jak ochroniarze na bramce w klubach.
-Do której miałaś wychodne? Chcesz dostać?- od razu zaatakował mnie ten pierwszy.
-8 razy- mruknęłam, przechodząc obok nich.
-Dostaniesz raz, za karę i żebyś pamiętała- Kurek klepnął mnie w tyłek, a ja zdziwiona spojrzałam na niego.
-To bolało. Będę miała ślad twojej dłoni na pośladku..

-Naznaczona- powiedzieli razem i wybuchli śmiechem.


Poszło.  Dziękuję za czytanie i komentowanie. ;)
Jeśli ktoś chciałby być powiadamiany o nowym rozdziale to proszę zostawić jakieś namiary w zakładce INFORMOWANI.

5 komentarzy:

  1. Jakiś taki pokręcony rozdział, ale jest ok ;)
    Wiki taka nerwowa xd
    Ale za tego klapsa to powinna się obrazić.
    Bartek jakoś dziwnie się zachowuje...

    Pozdrawiam, Patrycja!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak ja uwielbiam te spotkania rodzinne! Tyle się można pośmiać, że łohoho xd
    Tatuś z mamusią jak zawsze kłócą się, no ale to jest podstawa ;D
    I bardzo dobrze, że Bartek pilnuje ile czasu żony nie było. A co! Musi sobie babę ustawić! :D - o, ironio ;d
    Całuski ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Boooooże cuudo *.*
    kobietki jakos ostatnio wszystkie maja humory cos o tym wiem XD
    Widać ze syn w ojca poszedł :P
    pisz szybko kolejny :D
    <333

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak widać, wszystkie kobietki nie były w sosie, a takie spotęgowanie może powodować burzę z piorunami!:D na szczęście obyło się bez tego, a panowie jakoś wytrzymali i dali sobie rady z okiełznaniem swoich kobitek. :)
    Cieszę się, że mama Wiktorii pojednała się z Bartkiem i znów jest jej ukochanym zięciuniem, którego będzie teraz tuczyć pierożkami. :D

    pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej, hej. Zapraszam cię do siebie na bloga http://milosc-boisko-przeznaczenie.blogspot.com/, gdzie w zakładce Nominację, znajdziesz nominację do nagrody The Versatile Blogger.

    OdpowiedzUsuń