wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozdział dziewiąty


Obudziła mnie mucha, która zasiadła sobie na moim nosie. Wkurzona wstałam z zamiarem zabicia jej, ale w ostatniej chwili się pohamowałam. Jeszcze cały dom bym postawiła na nogi. Na zegarze była 5:31, poszłam do łazienki, a następnie do pokoju, gdzie spał Olek. Głowa już mnie bolała, procenty jeszcze czułam, więc szybko usnęłam. O 8:15 obudził mnie syn. Wiedziałam, że czeka mnie ciężki dzień. Ubrałam małego i zeszliśmy do kuchni.
-Babcia!- krzyknął, na co ja się skrzywiłam. Pół tonu ciszej, poproszę.
-Dzień dobry- mruknęłam do mamy.
-O rany, Wiki. Ale Ciebie Adam urządził- zaśmiała się, widząc mój stan.
-Ja Przepraszam bardzo, ale już z szanownym teściem nie wypiję- Iwonka zaczęła się śmiać, podając mi kawę.- Nie ogarniam jeszcze.. Wzięłaby mama Olka? Ja bym poszła pod prysznic.
-No pewnie, idź. A my zjemy śniadanko.
Cieszyłam się, że teściowa zajęła się małym. Było mi cholernie niedobrze. Po prysznicu wyglądałam lepiej, ale czułam się fatalnie. Takie skutki picia wódki. Ubrałam czarno-biały dres, włosy związałam w wysoką kitkę i weszłam do kuchni, gdzie siedziała cała rodzinka.
-Dzień dobry tato- przywitałam się z teściem.
-No cześć córeczko. Ale dzisiaj duszno jest nie? Tak mi się pić chce, jakaś suchota na dworze- marudził, puszczając mi oczko.
-Noo, chyba już jest powyżej 30 stopni- i wyszczerz w kierunku ojca, na co mama w śmiech.- A co się tacie stało? Jakaś szrama na policzku?- uważnie mu się przyjrzałam.
-Rzuciła się na niego półka- wyjaśniła teściowa, śmiejąc się.
-Oj cicho Iwonka, Kuba nie słuchaj co mama opowiada. I jedz, bo o 10 do zoo jedziemy.
-Tata rypnął w półkę?- mały Kurek niedowierzał.
-Synek, mama okna pootwierała i taki przeciąg zrobiła, że mnie zarzuciło na nią- tłumacz, a ja tłumiłam śmiech, karmiąc Olka.
Czuję, że dzisiejszy dzień będzie pełen jęków, marudzenia i śmiechu. Nigdy nie pomyślałabym, że ot tak napiję się z teściem, a potem będziemy jeszcze razem się z tego śmiać, a nikt nie będzie miał o to pretensji. No prawie nikt, bo oczywiście mój mąż telefonicznie dał mi opierdziel. Ja jakoś zawsze musiałam być cicho, gdy on pił z kolegami. A ten szaleje tam w Spale i pewnie cała kadra wie, że porządziłam sobie z teściem. Oby tylko do Bydgoszczy tego nie doniósł. No ale Adamowi się nie odmawia.
-Ładnie wczoraj przesadziłaś. Co sobie mogli moi rodzice pomyśleć? Psujesz sobie opinię- już chciałam się odezwać, ale niee.- A jakby coś się Olkowi stało? Zachowałaś się nieodpowiedzialnie. Wiesz jak się wczoraj wkurzyłem? Nie mogłaś odmówić ojcu? Nie ma mnie kilka dni, a Ty już sobie solidnie pijesz. Ty poczekaj jak ja przyjadę, wtedy sobie pogadamy- i się rozłączył.
A niech on mnie już nie wkurza. Pojechał sobie i niech tam siedzi. Pasztet. Nie wiem co ja w nim widziałam, gdy braliśmy ślub. Przecież to gbur jest! Gbur i pajac! I pasztet.
No to po szklanie i do zoo.

*
Cały dzień razem z tatą zdychaliśmy. W bagażniku mieliśmy zgrzewkę wody, bo jak tu wytrzymać w taki upalny dzień – tak to sobie tłumaczyliśmy. Olek fascynował się słoniem, foką, żyrafą, no jednym słowem wszystkim. Mamusia chciała załatwić z szefem zoo, aby zostawić tatę tutaj. Niestety powiedzieli, że takich okazów nie przyjmują. Trudno. Może Bartka tu jakoś wcisnę. Na obiad zrobiliśmy gwizdane – już na dwa dni. Czyli nie ma obiadu. Wyszłam z Olkiem na spacer, bo przecież on nie chce siedzieć w domu, a szkoda. I nagle oświeciło mnie, że powinnam zadzwonić do mojego ukochanego paszteta. Od dziś tylko takie będzie miał określenia.
-Teraz nie mogę za bardzo rozmawiać, bo mam cały pokój panienek- usłyszałam, aż musiałam przysiąść na ławce.
-Okej, ja idę na wódkę z teściem. To się zdzwonimy później- powiedziałam i się rozłączyłam.
Mówiłam już, że to gbur? Niech on w ogóle mi się w domu nie pokazuje, biorę z nim rozwód, o! No patrzcie, łaskawca oddzwania teraz. Dobra, odbiorę.
-Cześć kochanie! Co robicie? My właśnie z obiadu idziemy- nawijał, śmiejąc się.
-Przepraszam bardzo, a panienki w pokoju? Pospiesz się, bo pewnie nie mogą się już doczekać!
-No żartowałem skarbie. Chciałem popsuć Ci humorek- śmiał się jak debil.
-Jak umrzesz pierwszy, to Ci napiszę na nagrobku „Bartek, ty świnio”- planowałam, a ten dalej ryje się. I weź tu z takim się dogadaj.
-Ej, ale zrobimy sobie taki grobowiec, nie?- pytał, a ja zaczęłam poważnie się nad tym zastanawiać.- Będziemy leżeli blisko siebie, w sumie obok siebie..
-A idź mi. Przysięgałam Ci, że do śmierci i ani dnia dłużej, więc Ciao Bella- weszłam z Olkiem na plac zabaw, gdzie mały od razu pobiegł do piaskownicy.
-Ale jesteś niemiła.. Nie taką żonę chciałem- i już zaczyna marudzić, dlaczego on jest moim mężem?!
-Taką sobie wziąłeś, to się męcz- i wielkim triumfalny uśmiech pojawił się na mojej twarzy.
-Chyba jakoś wytrzymam. Co robi Olo?
-Bawi się.. Chcesz go?- i nadeszła ta chwila, w której syn będzie pierwszy raz rozmawiał z ojcem przez komórkę.
-Cześć synku! Tu tatuś!- krzyknął, aż ja usłyszałam.
-Tata? Sześć! Co robiś?- odłożył wiaderko i z zainteresowaniem w oczach rozmawiał.
-Obiad zjadłem i leżę na łóżku. A Ty? Dobrze się bawisz?
-Taaak! Jestem z mamą na placu i jest fajnie! A wuja Kuba dał mi ciacho, jak nikt nie widział!- no patrzcie, czego to ja się dowiaduję.
-I dobre było? Tylko mamie nie mów- rechotali obydwaj.
-Dobla, mamie nie powiem.. Kiedy będziesz?- podniósł łopatkę i sypnął we mnie piaskiem.
-Nie wiem skarbie. Postaram się szybko wrócić.. Daj mi synku mamę jeszcze..- i już komóreczka w mojej rączce.
-Czego dusza pragnie?- spytałam, wstając z ławki.
-17 sierpnia przyjadę na weekend. Zrób mi pierogi- żądał, wywołując u mnie śmiech.
-Ty już mi to mówisz? Przecież dziś jest 6!
-No żebyś się oswoiła z myślą, że robisz mi pierogi. Takie dobre, jak u teściowej..- marzył.
-To wiesz co, Ty może zamiast do Bełchatowa to jedź do Bydgoszczy i poskarż się, że żona Cię głodzi. I na pewno dostaniesz wielgachną michę pierożków- niech sobie jedzie, a co!
-Głupia jesteś. Chcę do domu. I ma być pyszny obiad.
-Zupką chińską się zadowolisz. Kochanie ja kończę bo Twój syn marudzi i chyba się na deszcz zbiera, a poza tym mam takiego kaca..- mówiłam, biorąc Olka na ręce i kierując się do domu.
-Najlepszy sposób na kaca to nie pić poprzedniego dnia- wyznał inteligentnie.- Kocham Was, ucałuj małego. Paa.
-My Ciebie też- i tak to zakończyliśmy naszą rozmowę, biegnąc w deszczu.

*
A tydzień później, w poniedziałek prosto z Nysy jechałam do Rzeszowa. Tak, do żony naszego libero. Na tyłach siedział Olo ze swoim ulubionym wujkiem Kubą, który jedzie do nas na wakacje. Rankiem zadzwoniłam do Iwonki i poinformowałam ją, że przyjeżdżamy. Nawet nie wiecie jaka radość ogarnęła jej serce! W przypływie chwili wyruszyła do piekarni po drożdżówki, pączki, ciastka i nawet po karpatkę! Jezu, ile ona tego kupiła! Przez nią przytyję jakieś 2 kg, niczym po Wigilii. Olo, Kuba, Seba i Domi zamknęli się w pokoju młodego Ignaczaka i zapewne bawili się w przeróżne zabawy. Co chwilę słyszałyśmy ich śmiechy, aż ciepło na sercu.
-No i Kurkowa, w końcu przyjechałaś. Ty wiesz, jak ja marudziłam Krzyśkowi, żebyśmy do was pojechali? Ale on nie, bo dopiero się zeszliście i chcecie pewnie razem pobyć..- relacjonowała.
-Obiecuję poprawę i częściej będę wpadać tutaj. Ale teraz liczę na Wasz przyjazd. W sumie to mam propozycję- genialny pomysł wpadł mi do głowy.
-Co Ci tam do główki strzeliło, co?- podała na stół kubki z kawą, wygodnie usiadła na krześle.
-Bo panowie zjeżdżają na ten weekend, nie?- zapytałam, na co potwierdziła kiwnięciem głowy.- Więc jak oni wyjadą, to byś mogła przyjechać do Bełchatowa, a stamtąd pojechałybyśmy do Jaroszowej Agnieszki. Ona jest teraz „na dniach”, pewnie się ucieszy z naszej wizyty..
-Ale to jest dobry pomysł! I tak zrobimy. No dalej, częstuj się- podsunęła mi „pod nos” ślicznie pachnącego pączka, i jak tu go nie zjeść?






„Cześć Dośka! Bardzo lubię czytać Twoje opowiadanie, non stop myślę o Kurkach ;) Mam nietypową prośbę, pewnie takiej jeszcze nie słyszałaś.. W lutym obchodzę osiemnaste urodziny. Wiem, nie znamy się i wgl po co Ci to piszę ale.. Chciałabym od Ciebie prezent. I z jaką bezczelnością to napisałam <sory>. Marzy mi się opowiadanie ze mną w roli głównej. No może po części. Ja + zespół After Party. Wiem, szał na disco trwa. Chciałabyś spełnić moją prośbę? Proszę o odpowiedź, bardzo chciałabym taki osiemnastkowy prezent.

Całuję, Madzia.”




Cześć. Powyższą wiadomość otrzymałam wczoraj na gg. Jestem w niemałym szoku, że ktoś nieznajomy zwrócił się do mnie z taką propozycją. Podjęłam rozmowy z tą dziewczyną <jestsuper> i wstępnie się zgodziłam. Przyznam, że o zespole disco nigdy nie pisałam, ale wszystkiego w życiu trzeba spróbować. Byli Jonasi, Villa, Fabregas, siatkarze to i może After Party?

Co o tym myślicie?

I dziękuję za miłe słowa pod poprzednim rozdziałem. Jak wszystko dobrze zaplanuję to i blogi ogarnę. Do następnego ;))

środa, 21 sierpnia 2013

Rozdział ósmy

2 sierpnia w piątek, zawiozłam Bartosza do Spały. Czas zacząć budować formę przed ME. Koniec lenistwa, koniec wakacji. A było nam tak dobrze.
Przed Ośrodkiem zostałam wyściskana przez Ignaczaka, który zachęcał mnie, abym odwiedziła jego żonę w Rzeszowie. Podobno Iwona zapowiedziała, że jeśli ja jej nie odwiedzę, to ona sama pofatyguje się do Bełchatowa. Okej, postaram się i na Podkarpacie zajechać.
Bartka wycałowałam, wyprzytulałam, ponownie przypomniałam mu 5 złotych zasad miłości, czyli pisz, dzwoń, kochaj, tęsknij, nie zdradzaj. To ostatnie niech weźmie sobie głęboko do serduszka. I już Olka zapięłam w fotelik, już miałam wsiadać do auta, gdy nagle drzwi od budynku się otworzyły i ukazał się Anastasi.
-Victoria! Bartek! Hello!- krzyknął z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Oh Andrea. Nice to see you! – przytuliłam go, Bartosz uścisnął sobie z nim rękę i poszedł do Olka.
-Nice to see you too. One- i pierwszy całus w polik.- Two- drugi całus.- Three- i trzeci.
-Andrea, my husband looks- zaśmiałam się, na co panowie także.
-Kurek, go for a workout! Haha, kidding!- dodał po chwili.- You look great. Oljek is so big. How daddy.
-Oh, yes.
-Safe return. Slippery on the street. Bay- i znowu przytulas, trzy całusy w policzki i z małym przybił ‘piątkę’.
-Jedź ostrożnie. Pilnuj siebie i jego- mówił Bartosz przytulając się do mnie.
-Dobrze, będę przestrzegała przepisów, zadzwonię jak już będziemy w domu.
-Obiecujesz?
-Obiecuję- ucałowałam go i wsiadłam do auta. Odjeżdżałam trąbiąc, a w lusterku zobaczyłam jak mąż i trener razem wchodzą do budynku.
Weekend przesiedziałam z Olkiem w domu, sprzątając. Przy okazji odwiedziłam też Dagmarę. Spędziliśmy u niej 3 godziny, pijąc kawkę, jedząc ciastka a dzieci wesoło się bawiły. Pogadaliśmy o naszych mężach, a nawet zaczęliśmy tworzyć plany, aby w jakąś niedzielę ich odwiedzić. Telefonicznie poinformowałam męża, iż planuję odwiedzić jego rodziców w najbliższym czasie. Ucieszył się ogromnie. W końcu, nie każda synowa ma tak dobre kontakty z teściami. Ich także uprzedziłam, zapraszali serdecznie, nawet teściu chciał wyjechać po mnie. Obeszło się bez tego i w poniedziałek rano prułam już na trasie Bełchatów – Nysa.
-Oluś, głodny jesteś?- pytałam, gdy staliśmy na czerwonym.
-Nie- bawił się Kubusiem Puchatkiem, wyginając go na wszystkie strony.
-A pić chcesz?
-Nie. Jedziemy do dziadzi?
-Tak synku, niedługo dojedziemy, prześpij się- w lusterku zobaczyłam jak uśmiecha się i zasypia.
Po kilku godzinach cichego śpiewania z letnim radiem ZET dojechaliśmy do rodzinnej miejscowości mojego męża. Zaparkowałam przed domem i obudziłam synka.
-Jesteśmy już kochanie. Wstajemy- czule pogłaskałam go po policzku i odpięłam mu pasy.
-Juś? Ale fajnie!
Wysiadł z auta i poszliśmy zapukać do drzwi. Teściowa od razu otworzyła nam i wycałowała. Planuję zostać tutaj na kilka dni. Nie chcę siedzieć cały czas w Bełchatowie z Olkiem, kiedy nie ma Bartka. Miasto znam średnio, znajomych trochę jest, ale przecież nie będę cały czas siedziała u Wlazłych, Winiarskich, Bąkiewiczów albo Plińskich. Ignaczakowie by się obrazili! Więc zostanę tutaj na trochę, potem wpadnę do Rzeszowa, odwiedzę Hanię Możdżonkową, a na sam koniec wybiorę się do Bydgoszczy – przecież rodzice i Wiolka też istnieją. I przecież Jaroszowa Agnieszka, która niedługo urodzi! Tą, to muszę jak najszybciej odwiedzić.
-Jak dobrze, że już jesteście. Zapraszam, wchodźcie- przytuliła nas, wpuszczając do środka.- Wikuś, kawka?
-A tak, poproszę.. Olek, no nie wstydź się, chodź..
Zasiedliśmy w kuchni, synek wpakował mi się na kolana. Mama zaparzyła kawy, wystawiła ciasto i wygodnie usiadła naprzeciw nas. Z uśmiech wpatrywała się i podała małemu cukierka.
-Cieszę się Wiktoria, tak bardzo się cieszę- zaczęła.
-Wiem, mamo. Ja też się cieszę, a gdzie tata i Kuba?
-Adam w pracy, będzie o 16. A Kuba u kolegi, ale pewnie jak zobaczy Twój samochód na podjeździe to zaraz się zjawi.. Córuś, a może zostaniecie u nas na trochę? Po co sami macie siedzieć, jak u nas zawsze raźniej..- jak ja się cieszę, że to powiedziała!
-Też tak myślałam, żebyśmy zostali. Nie bardzo mi wracać do pustego domu..
-Babcia, ja byłem się kąpać- powiedział Olo.
-Taaak? A gdzie skarbie byłeś?- ożywiła się i przejęła go ode mnie.
-Daleko. Tatuś teś był.
-I jak było? Fajnie?- pytała z wielkim uśmiechem.
-Noo, a ja pływałem i jadłem lody..
-Ale super! A wiesz co babcia ma dla Ciebie?- razem z nim podeszła do zamrażalnika i wyjęła mu loda.
-Ale Ciebie babcia rozpieszcza.. Olek, podziękuj- rozkazałam, już od małego trzeba uczyć dziecka kultury.- Ale bardzo dobry jabłecznik mamie wyszedł. Bartek zawsze go wychwala, nawet ostatnio jak byliśmy u moich rodziców, to zażyczył sobie, abym zrobiła mu pierogi takie jak u mojej mamy, gdy wróci ze Spały- opowiadałam.
-Jedz Wiki, jedz. A jak Wam teraz jest razem? Przepraszam, że tak prosto pytam ale bardzo chcę, żeby było między Wami dobrze..
-Mamo, nic się nie stało. No a my budujemy od nowa nasze małżeństwo, idzie nam całkiem dobrze, Bartek nawet chce się starać o córeczkę.
-No niech on już się tak nie spieszy. Dziecko zrobić to łatwa rzecz, ale potem trzeba je wychować. On ma cały czas zgrupowania, treningi, mecze, rzadko bywa w domu, a z dziećmi Ty byś musiała sama siedzieć i to jeszcze z dala od nas, we Włoszech- łohoho, mama się oburzyła.
-No zgadzam się z mamą. Za szybko na drugie dziecko, Olek jest jeszcze taki mały..- i kolejna porcja ciasta wylądowała na moim talerzu. No co!
Lubię sobie tak szczerze porozmawiać z teściową. Czuję się wtedy tak, jakbym rozmawiałam z mamą. W sumie to też matka. Pomogłam jej w przygotowaniu obiadu, nakryłam do stołu i czekałyśmy za Adamem. Gdy tylko otworzył drzwi od razu było słychać tupot małych stópek iii..
-Dziadziaaaa!- Olo wpakował się dziadkowi na ręce, śmiejąc się.
-No cześć żabko, ale mi niespodziankę zrobiłeś! Z mamusią przyjechałeś?- pytał, całując go.
Nie, taksówką.
-Taaak, byłem się kąpać i były takie lekiny, i duzie samochody..- już się buzia mu nie zamyka i bardzo dobrze, przynajmniej jest szczęśliwy.
-Seriooo? Ale super! A my jutro pójdziemy do zoo, cieszysz się?- mówił, wchodząc do kuchni.- Cześć Wikuś- ucałował mnie i przytulił.
-A dzień dobry- uśmiechnęłam się, patrząc na niego.
-Do zoo? Ja teś? Jaaaaaa, a tatuś teś?- pytał mały, będąc u dziadka w ramionach.
-Nie Olek, tata jest w pracy. A teraz idziemy myć rączki i będziemy jeść- wzięłam go na ręce i poszliśmy do łazienki.
-Taki mały, a tyle uśmiechu wnosi- oznajmił tato, gdy zasiedliśmy do stołu.- Kuby nie ma jeszcze?
-Zaraz zadzwonię do Halinki, żeby już przyszedł. Miał być o 15 w domu.
-No i zadzwoń a nie, Wiktoria przyjechała a potem on będzie piszczał, że nikt po niego nie zadzwonił.. Jak było na wakacjach? Bartek nam opowiadał coś przez telefon, ale wiesz jak to jest..- wyszczerzył się i wcinał dalej obiad.
-Opłacało się tam lecieć. Widoki niesamowite, pogoda dopisywała, Bartek spalony na murzyna..
-Oluś grzeczny byłeś?- spytał go, a ten zaczął się śmiać a potem przemówił.
-Taak! I pływałem, siam spałem!- widać, że w nim żyją jeszcze emocje z minionych wakacji.
Potem przy kolejnej kawce posiedzieliśmy i pogadaliśmy. Olo wcinał słodycze od dziadków, którzy rozpieszczali go na każdym kroku. Długo się nie widzieli, więc dzisiaj mogą. Koło 18 pojawił się Kuba, z krzykiem wpadł do domu i przytulił mnie. Cieszył się, że zostajemy na kilka dni, i nawet powiedział, że chce jechać do mnie na wakacje. W sumie, czemu nie. Więc pojedzie z nami do Bełchatowa za tydzień. Gdy Olek już spał, teściu zawołał mnie na dół do salonu. No to teraz się zacznie przesłuchanie- pomyślałam. I jak się nie zdziwiłam, gdy na stole zobaczyłam zero siedem Krupnika. Oświadczył, iż musimy oblać moje pojednanie z Bartkiem. Mama cały czas się śmiała, ale nic nie piła. Mówiła, że jak coś to w nocy zajrzy do wnuka. Czyli za oficjalną zgodą teściów, zaczęłam pić wódkę z teściem. Tego to się nie spodziewałam. A najlepsze w tym wszystkim było to, że jak nam się butelka kończyła to zadzwonił Bartek. Teściowa odebrała.
-No cześć synku- przywitała go wesoło.
-Mama? No, dobry wieczór. Wiktorii nie ma?
-Daj trochę żonie odpocząć i z matką pogadaj!- od razu pojechała mu.- Opowiadaj co tam słychać, jak treningi?
-Ogólnie to ciężko zacząć. Mamy 2 treningi dziennie, siłownia. Wolałbym w domu poleżeć- żalił się matce. Biedny chłopiec.
-A tylko byś spróbował leżeć bezczynnie w domu! Do roboty się brać, a nie! Żartuję synku, nie przemęczaj się- dodała pieszczotliwie.
-No dobra, dobra i tak wyczuwam w tym wszystkim ironię. Jak Olek, gdzie Wiki?- pytał, a mamuśka go zwodziła.
-Ale Ty uparty jesteś. Mówię, że chcą od Ciebie odpocząć.. Mój wnuk śpi już dobre 2 godziny, a Wiki.. No sam się przekonaj- ze śmiechem podała mi telefon.
-Umm.. Sześć Koszanie- wyrąbałam, a teściowa o mało co z kanapy nie spadła.
-Ty piłaś? Jesteś u moich rodziców pijana?!- patrzcie państwo nawet przez telefon niszczy moją psychikę.
-Wybacz szkarbie aleje.. Teściowi się nie odmawia- że akurat teraz musiałam czkawkę dostać no!
-Z moim ojcem?! No nie wierzę.. Ale weź już nie pij- dodał po chwili, a tata pokazał ręką abym mu dała komórkę, więc dałam.
-No witam Cię synu- zaczął oficjalnie i wybuchnął śmiechem.
-Tato, co Ty jej zrobiłeś? Ile wy wypiliście?- pytał i pytał, jakby wywiad przeprowadzał.
-No mieliśmy zero siedem, ale właśnie się skończyło.. Wiesz jak to z kobietkami, słabą głowę mają, ale Twoja żona do najsłabszych nie należy- uprzedził go od razu.
-Zniszczycie mi żonę, już więcej do Was nie przyjedzie- marudził i zaczęli się obydwaj śmiać.
-Te te synek! No ja Ciebie bardzo proszę, nie obrażaj nas..
-Dobra tato, tylko proszę pilnujcie jej, żeby poszła od razu spać, bo ona lubi po alkoholu takie nocne wycieczki.. Padam na twarz, jestem wykończony. Zadzwonię jutro, na razie- i się rozłączył.
-Chyba trochę się wkurzył- skomentował tata i wszyscy wybuchliśmy śmiechem.

Oby się tylko Olek nie obudził. Na górę do pokoju już nie dałam rady iść, więc zajęłam salonową kanapę. Tata z małymi problemami wszedł po schodach, no ale przy asyście swojej żony. Kuba ze śmiech o mało nie zbił wazonu mamy, tak się rzucał po ścianach, gdy nas zobaczył. Wesoły dzień, wesoła noc i już dzisiaj wiem, że jutrzejszy poranek będzie dla mnie męczarnią. 



Zbliża się rok szkolny, z czym wiąże się dużo nauki. Bardzo chciałabym wiedzieć czy ktoś jeszcze czyta moje opowiadanie, bo myślę nad zawieszką. Wiem, dopiero co wróciła a już chce zawieszać. Nie, nie chcę zawieszać. Alle nie wiem czy mam dla kogo pisać jeszcze. 

Pisać czy zawiesić ? 

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział siódmy

-O, patrzcie. Kurkowie!- usłyszeliśmy głos Adriana, gdy wysiedliśmy z auta taty.
-Nareszcie jesteście. Już myślałam, że samolot miał awarie i nie dolecicie, a tyle pierogów narobiłam- mamusia wyleciała z domu, witała się z nami całusem i zabrała nam dziecko. 
-Adi pomóż z walizkami, a nie tak stoisz- skracał „młodego” ojciec.
-No daj mi się wyściskać z siostrą i szwagrem. Jak było na wyspach? Kurde, jacy opaleni..
-Już im przesłuchanie urządzasz? Nie wystarczy, że zrobi to matka?1- burzył się tata, na co my wybuchliśmy śmiechem.
-Bardzo fajnie, mamy zdjęcia, wszystko pokażemy i opowiemy- zapewniał Kurek, a ja podałam mu torbę.
-Te, szwagier, my mamy do pogadania.
-Adrian zamknij się- warknęłam.- Już Ci kiedyś powiedziałam, że nie masz mieszać się w nasze życie.
-No patrzcie jakie to się drażliwe zrobiło. Co dzisiaj? Wszystkie mają okres czy co?
Wypakowaliśmy dalsze bagaże w ciszy i usiedliśmy w domku, w ogródku. Było tak, jak zapamiętałam. Trawa zawsze wzorowo skoszona, kwiaty kolorowo kwitły – mama miała obsesją na punkcie kwiatów. Z każdym rokiem było więcej odmian, a mamusia bardzo chciała mieć wszystkie. Holenderskie tulipany to podstawa! Na stole pojawiły się ciastka, wspomniane pierogi, ciasto drożdżowe i szklanki z kawą. Każdy się częstował, znaczy mama nałożyła nam na talerze, gdyż stwierdziła, że się wstydzimy.
-Jaki poważny, ma to po babci- zachwalała mama, przytulając Olka.
-Na pewno.
-No na pewno nie po dziadku- odpyskowała i podała wnukowi butelkę z herbatką, który napił się, a potem wybiegł z domku.
Ojciec tylko machnął ręką i przemówił.
-Ja pamiętam jak Adriana maluchem wiozłem ze schroniska.. A tak płakał! Już na pierwszym rondzie chciałem go wysadzić, no ale mamusia oczywiście nie, bo grzeczny jest a płakać musi jak każdy noworodek.. Cyc mamusi to był. No i nadal jest.
-Przymknij się już, Paliga. Głupoty gadasz. Bartek, Ty weź sobie pojedź, bo niedługo wiatr Cię porwie..- i kolejna porcja żarecka znalazła się na jego talerzu.
-A dziękuję bardzo, pierogi zrobiła mama pyszne- tak tak, zachwalaj.- A Ty Wiki podpytaj mamę jak zrobić takie dobre, bo zamierzasz mi zrobić je, jak przyjadę ze Spały- mrugnął do mnie okiem, ukazując swoje białe ząbki.
-Nic nie zamierzam- od razu zaprzeczyłam, nie wrobi mnie w lepienie pierogów.
-Zamierzasz, zamierzasz. Tylko jeszcze nic o tym nie wiesz- odpowiedział, co wywołało śmiech u rodziny.
-Jak powiesz jeszcze jedno słowo, to będą klapsy na tyłek- mruknęłam, popijając sok.- A gdzie jest Olo?- zaczęłam rozglądać się po ogródku i co? Nie było go nigdzie.- Nie ma go.. Olek!- zerwałam się z miejsca i pobiegłam do domu.
-Wiki, uspokój się!
Bartosz pobiegł za mną, jak i reszta. Martwię się o Olka bo to moje dziecko, a on jest jeszcze taki mały.. A gdzie go znaleźliśmy? W salonie, przy stoliku gdzie była czekolada. Jadł sobie ładnie słodkie z półmiska, brudząc się tym niesamowicie. Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą, a nawet zaczęliśmy się śmiać.
-Oluś skarbie, oddaj to- powiedziałam, biorąc go na ręce i odkładając czekoladę.
-Daj!
-Nie, już dużo zjadłeś.
-Daj!- ponownie ryknął, a w jego oczach pojawiły się łzy.
-Nie, zjadłeś już wystarczająco dużo. Musisz zostawić coś dla babci i dziadka.
-Wiki, daj mu. Przecież nic się nie stanie- usłyszałam głos ojca.
-Tato, powiedziałam, że nie zje więcej czekolady, to nie zje- szłam w zaparte.
-Wiktoria, to jest dziecko..
-Cicho Kazik, cicho- odezwała się mama.- Chodź kochanie z babcią, babcia Ci coś pokaże- wzięła go na ręce i wyszli do ogrodu.
-Mogłaś mu dać- syknął mąż, gdy siedzieliśmy znowu w ogrodzie, patrząc jak Olo z babcią podlewa kwiatki.
-Bartek tam była cała tabliczka. Pieprzone 12 kawałków! By się porzygał, co by się mogło stać- z nerwów stukałam palcami o stół.
-Przesadzasz.
-Co to dzisiaj jest z tymi babami? Nerwowe jakby nie wiem co. Mamuśka to talerz zbiła w złości- opowiadał tata.
-Jaka matka, taka córka- rzekł Adi.
-No Ty chyba zaraz dostaniesz..
-Spokojnie siostra. Bartek to jej minie. Mojej Ali po 3 dniach przeszło- wyszczerzył się.
-Adrian, masz pannę?- zaciekawił się Kurek.
-Noo.. 2 miesiące już z nią wytrzymałem.
-Ty, a gdzie ona mieszka?
-Tam, gdzie ptaki zawracają- machnął ręką, zajadając się ciastem drożdżowym.
-Adrian to już w ogóle się nam rozpuścił. Co chwilę na dyskotekę idzie, a w poniedziałek z pracy pijany przyjechał, bo szef stawiał! Nawet w niedzielę nie było go na zjeździe rodzinnym u wuja Zdzisia bulwersował się tatuś.
-A czemu Ci nie było?- spytałam, bacznie go obserwując, chociaż dobrze znałam odpowiedź.
-Nogi mnie bolały- wyznał, głupio uśmiechając się.
-Jego nogi zawsze bolą w niedziele, jak trzeba do kościoła iść!
-Oj no bo ostatnio imieniny koleżanki były. Mama budzi mnie na 11 do kościoła, a ja pionu nie mogłem złapać- relacjonował, śmiejąc się.
-I dlatego mama taka zła chodzi?
-Nie wiem. Może. Ale pewnie też dlatego, że taty szef miał wypadek i teraz mogą posypać się zwolnienia.
-Tak? A co mu się stało?- zaciekawiłam się. No co, muszę być na bieżąco.
-Wszedł na budowę i z rusztowania spadł- w skrócie wyjaśnił tata.
-To niedobrze. I jak z nim?- pytał mąż.
-Chyba źle, bo nie wrzeszczał „wypierdalać kurwa do roboty, bo premię wezmę”- nabijał się Adrian.
-Ty weź przestań, dobra?- syknął ojciec, a mama z wnukiem przyszła do nas.
Bartek od razu dał synkowi pić.
-Ale teraz jaki sajgon tam mają. Prokuratora, przesłuchania, śledztwo. Ludzie mówią, że podobno kilku pracowników pijanych było. No ale tak jest przeważnie na każdej budowie. Na alkomat większość brali..
-Dobrze, że taty nie pytali czy pił coś, bo by powiedział, że on nigdy nie trzeźwieje- wtrąciła się mama, patrząc na swojego męża.
-No Ty już mi tu nie dowalaj przy córce i zięciu. Byś się pohamowała.
-A idź mi- oburzona mamuśka poszła do domu. Ostro.
-Za babą nie trafisz..
-Bartek, Wiki też tak ma? Pewnie daje Ci popalić, nie?- spytał braciszek.
-Oooj, i to jeszcze jak. Nieraz spałem na kanapie- mówił, ciesząc się.
-Grabisz sobie Kurek. Jedź już do tej Spały- wkurzona także poszłam do domu. No co.
-Aaa, bo dzisiaj rano deszcz padał, a ja się dziwię co to tera, a to zmiana pogody- usłyszałam.
Z mamą przegadałam 2 godziny, opowiadając jak i słuchając opowieści. Oczywiście mamusia nie kryła radości i musiała pochwalić moją decyzję o powrocie do Bartosza. Jej też już przeszło, emocje wypłynęły i cieszy się, że widzi naszą trójkę razem. Mówiła, że Bartek dzwonił do nich, przepraszał, pytał co u nich, u mnie. A mama nawet wysyłała mu zdjęcia Olka, gdy on był w Rosji. Chwaliła się, że ma dobry kontakt z moją teściową. Nauczyły się obsługiwać „skajpaja” – tak sobie to nazwała, i w wolnych chwilach opowiadają i komentują wszystko i wszystkich. Pokazałam zdjęcia z Majorki, pogadałyśmy o przyszłości, jak i wspominałyśmy przeszłość. Około 18 umówiłam się z Wiolą, że przyjdę do niej. Bartosz nie chciał iść ze mną, więc został z rodziną i synem. O wszystkim, co dzieje się u nas, dowiedziała się Wiolka, a ona powiedziała mi, że pisze sobie z Karolem Kłosem. A zaczęło się od facebooka. Wiolka podjarana wpisami Karollo, postanowiła go poznać i patrz, ma to co chciała. Przed 21 wróciłam do domu. W drzwiach stanął Bartek z Adrianem. Normalnie jak ochroniarze na bramce w klubach.
-Do której miałaś wychodne? Chcesz dostać?- od razu zaatakował mnie ten pierwszy.
-8 razy- mruknęłam, przechodząc obok nich.
-Dostaniesz raz, za karę i żebyś pamiętała- Kurek klepnął mnie w tyłek, a ja zdziwiona spojrzałam na niego.
-To bolało. Będę miała ślad twojej dłoni na pośladku..

-Naznaczona- powiedzieli razem i wybuchli śmiechem.


Poszło.  Dziękuję za czytanie i komentowanie. ;)
Jeśli ktoś chciałby być powiadamiany o nowym rozdziale to proszę zostawić jakieś namiary w zakładce INFORMOWANI.

wtorek, 6 sierpnia 2013

Rozdział szósty

Jakie zdziwienie pojawiło się na mojej twarzy, gdy kolejnego dnia obudziłam się o 9:30, a moich panów nie było w sypialni. Cisza i spokój- aż za miło. Coś musiało się stać. Bartosz nie wyszedłby z Olim nad wodę beze mnie. Dlaczego mnie nie obudzili? Panująca cisza w domu stała się bardzo podejrzana. Do głowy wpłynęła mi tylko jedna myśl. Sory, dwie. Albo zostali porwani albo Bartek porwał nasze dziecko i teraz uciekają. To drugie odpada, bo portfel męża leżał na stoliku nocnym, a bez niego nigdzie by się nie ruszył. A więc to porwanie. Tylko dlaczego mnie nikt nie wziął? Może to jacyś szaleni naukowcy, którzy potrzebowali pokemonów na badania? No dobrze, to czemu zabrali Olka..?
Po kilkunastu minutach , w których zdążyłam spisać w myślach testament, odważyłam się wyjść z sypialni. Czysto. Po drodze wzięłam miotłę w razie W. Po obejściu wszystkich pomieszczeń, nikogo nie znalazłam. Może ktoś zadzwonić po Pana Bronka Malanowskiego? Tak, po partnerów też. Z miotłą, w piżamie, z nieładem na głowie wyładowałam się przed dom.
-A Ty sprzątasz czy odlatujesz?- usłyszałam głos Andersona i śmiech Kurka.
-No bardzo zabawne. Dlaczego nikt mnie wcześniej nie obudził? I przestań chować tę puszkę za krzesło!- zwróciłam się do Amerykanina.
-Daliśmy Ci dzisiaj trochę pospać. Widać, że się cieszysz- skomentował mąż.
-Myślałam, że coś się Wam stało. Już wolę być budzona o 6 rano, niż taki strach przeżywać.. Poza tym, Olo powinien zaraz mieć drzemkę.
-Położymy go- zapewniał.
-Wiki, bo słuchaj. Chciałbym Was do klubu wyciągnąć. Wiesz hawajskie łańcuchy, kolorowe drinki, dobra muzyka..
Nie jesteśmy na Hawajach, kolego.
-Matt, my mamy dziecko- jednym zdaniem ostudziłam jego zapały.
-No i tu jest problem- panowie spojrzeli po sobie, wyczułam o co chodzi.
-O nie, nie, nie. Bartka samego nigdzie nie puszczę.
-Nie będzie sam tylko ze mną..
-Mowy nie ma. Powiedziałam nie i koniec- krótko i na temat.
-No ale Wiki.. Dawno się razem nie bawiliśmy- jacy ci Amerykaninie są upierdliwi.
-Zapraszam do Polski, do nas. Opiekunkę Olek będzie miał, więc on pójdzie z żoną.
-No ale wiesz, dyskoteki z żoną..- skrzywił się.
-No to my się już nie nadajemy- zakończyłam temat.
-Nie no Matt wybawimy się jeszcze. Będzie okazja- nareszcie Bartek przemówił i poklepał kolegę po plecach.- Synku, idziemy spać- wziął małego na ręce i zniknął w głębi domu.
-Zjesz ze mną śniadanie?- spytała Andersona, na co się zgodził.
Razem poszliśmy do kuchni, po czym Matt zasiadł przy stole. Zaparzyłam 3 kawy- dla Bartosza też. Postawiłam dziś na kanapki i „wczorajszą” sałatkę.
-Wiki, no ale czemu go nie chcesz puścić na imprezę- marudził, stukając palcami o blat.
-Bo nie. Jesteśmy na rodzinnych wakacjach, wszystko robimy razem. Jemu już dawno skończyło się kawalerskie życie. Ma żonę i dziecko, więc powinien myśleć rozsądniej i nie tylko o sobie.
-Zdradził Cię raz i boisz się, że zrobi to ponownie?- usłyszałam, aż zesztywniałam.
-Skąd o tym wiesz?
-Rozmawialiśmy o Was w ZSRR, więc wiem co zbroił, ale na szczęście udało mu się wszystko naprawić- uśmiechnął się, mrugając okiem.
-No i niech się cieszy, bo drugiego razu bym nie wybaczyła.
-Drugiego nie będzie- rzekł Bartek, wchodząc do kuchni i siadając obok naszego gościa.
Po krótkim śniadaniu panowie wyszli znowu przed dom, ale po kilku minutach przenieśli się na plażę. Na szczęście, ulokowali się w takim miejscu, że dokładnie ich widziałam z kuchennego okna, gdy sprzątałam. Ktoś musiał zostać w domu, ze śpiącym Olkiem, bo ten to ma różne pory pobudki, a tym kimś byłam ja.
Przeglądając gazety, co chwilę zerkałam w stronę okna. I jak mnie szlak trafił, gdy ujrzałam mojego męża rozmawiającego z długonogą, opaloną blondynką. Aż się chłopak śmiał z tego szczęścia, jakie go spotkało. Blond delikatnie uderzyła go w ramię, doprowadzając ich do śmiechu. I wtem do domu wszedł Matthew po coś do picia. Kazałam mu zostać tu, a sama wkroczyłam do akcji, przerywając jakże uroczą sielankę.
-Kochanie, kto to jest?- spytałam, słodko się uśmiechając i przytulając do niego.
-Aaa, to jest moja nowo poznana koleżanka turystka Emily, a to jest..- nie dane było mu dokończyć, i dobrze!
-A koleżanka nie wie, że on ma żonę i dziecko?!- spytałam dziewczynę.
-Eee.. No to miło było poznać i wgl. Cześć- i poszło.  
-Masz przejebane- oświadczyłam.
-Ale nic złego nie zrobiłem!- oburzył się.- Przyszła bo mnie poznała. Coś tam mamrotała, że lubi siatkówkę ale w wykonaniu pań, ona jest lesbijką- wypalił.
-Słucham? Lepszej ściemy nie mogłeś ogarnąć?
-Puściła Tobie oczko i wyszczerzyła się, gdy szłaś do nas. To ja powinienem być zazdrosny!
-Do domu, raz- wskazałam palcem na nasz domek, na co ten parsknął śmiechem.
-Moja głupia wariatka- objął mnie w tali i razem poszliśmy.
Gdy Olo się wyspał poszliśmy na trochę na miasto, pozwiedzać. Obiad zjedliśmy w KFC, po czym ruszyliśmy do parku na lody. Wesołe miasteczko też odwiedziliśmy i nie wiem, kto się lepiej bawił: ojciec czy syn. Na szczęście miałam ze sobą aparat i wszystkie chwilę uwieczniłam. Wieczorkiem zasiedliśmy na tarasie z lampką wina. Mały spał, więc mogliśmy sobie na alkohol pozwolić. Po jednej butelce wina, przyszła pora na kolejną. I śpiew w wykonaniu Bartosza też nastąpił. Widać dużo czasu spędza z Winiarem.
-Tak bardzo Ciebie dzisiaj pragnę o oo,chce zostać z Tobą już na zawsze o oo. I powiedz, że mnie bardzo kochasz o oo,a gdy mnie nie ma mocno szlochasz o oo- After Party rządzi!
-Cicho bądź, obudzisz Olka- skracałam go, ale ten nie. Szał na disco, DJ Kuraś prezentuje:
-Co to jest za dziewczyna, czy ktoś podpowie mi? Gdy ciało swe wygina - miód malina! I nie ma drugiej takiej, co ciało takie ma. Nie mogę się powstrzymać -miód malina!- pocałowałam go, by uciszyć te wycie, no ale mój mąż musiał mnie zaskoczyć. No i zaskoczył.
-Buzi to za mało, ja dziś pragnę więcej. Kochanie czuję Twoje ciepłe ręce.To za mało, nie tego oczekuję. Powiedz skarbie, czemu się hamujesz? Ty, albo słuchaj to: Ania na górze, Hania na dole..
-Nie, nie, nie. To nie tak leciało- wtrąciłam swoje „trzy grosze”.- Ania po lewej, Hania po prawej..
-Takie nie grzeczne i takie nagie- śpiewał, wył i marzył jednocześnie.
-Co, byś chciał obracać dwie, nie ?- musiałam spytać, no musiałam.
-Zawsze mówiłem jedna, więcej nie- odpowiedział. - Zakochałem się w dziewczynie, włosy jasne oczy piwne. Lecz jejmama nagadała, mówiąc zostaw tego draaania. Lecz jej mama nagadała, mówiąc zostawtego draaaania. Blondyna nie mów nie o o , wzrokiem zaczaruj mnie o Ooo,kochanie nie wstydź się oo, tej nocy Ty i ja, nasze ciała dwa- i już jego rączki pod moją sukienką..
Pośpiewali sobie my.
O 5.30 obudził mnie Bartosz swoimi pocałunkami. Mało mu czy co? Spać poszliśmy grubo po 3, dwie godziny snu i co, powtórka z rozrywki?
-Bartuś, daj mi spać..- wymamrotałam.
-Y-ym..- nosem wodził po moich ramionach, wywołując dreszcze.
-Kochanie..
-Pozwól mi się Tobą nacieszyć.
-Cieszyłeś się całą noc- obróciłam się przodem do niego.- Wiesz, że nie biorę tabletek?
-I co w związku z tym?
-I za kilka miesięcy mogę chodzić z brzuchem- wyjaśniłam, a ten się wyszczerzył.
-No, by było miło- mrugnął okiem, a uśmiech nie schodził mu z ust.
-Nie, bo za wcześnie na drugie dziecko. Za dużo mamy na głowie, to nie najlepszy moment.
-Ale przecież w po Mistrzostwa lądujemy we Włoszech, prowadzimy beztroskie życie, więc..
-Kochanie z tym się wiąże stres, stres i jeszcze więcej stresu. A nie chciałabym poronić- uśmiechnęłam się, przekonując go, że to jeszcze nie czas.
Ruszyłam do łazienki, no ale ten polazł za mną. Związałam włosy w wysoką kitkę i zaczęłam myć zęby, on w sumie też. Prężył się przed lustrem, pokazując swoje mięśnie i klatę gladiatora.
-Ty chyba pochodzisz od wikingów- skomentowałam, śmiejąc się.
-No, teraz se muszę hełm z rogami załatwić..
-Jak chcesz rogi, to Ci mogę załatwić- cały czas się śmiałam, a ten spojrzał na mnie jak na głupka.
-Nalać wody, zanim Cię do wanny wrzucę czy nie?- niebezpiecznie się przybliżył. 
-A spierdzielaj ode mnie, Ty mi grozisz, a to jest karalne, więc biorę z Tobą rozwód i do widzenia- mamrotałam, wychodząc z łazienki, a w tle słyszałam jego śmiech.
No bardzo kurde śmieszne.


Kolejny dla Was. ;))