wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozdział dziewiąty


Obudziła mnie mucha, która zasiadła sobie na moim nosie. Wkurzona wstałam z zamiarem zabicia jej, ale w ostatniej chwili się pohamowałam. Jeszcze cały dom bym postawiła na nogi. Na zegarze była 5:31, poszłam do łazienki, a następnie do pokoju, gdzie spał Olek. Głowa już mnie bolała, procenty jeszcze czułam, więc szybko usnęłam. O 8:15 obudził mnie syn. Wiedziałam, że czeka mnie ciężki dzień. Ubrałam małego i zeszliśmy do kuchni.
-Babcia!- krzyknął, na co ja się skrzywiłam. Pół tonu ciszej, poproszę.
-Dzień dobry- mruknęłam do mamy.
-O rany, Wiki. Ale Ciebie Adam urządził- zaśmiała się, widząc mój stan.
-Ja Przepraszam bardzo, ale już z szanownym teściem nie wypiję- Iwonka zaczęła się śmiać, podając mi kawę.- Nie ogarniam jeszcze.. Wzięłaby mama Olka? Ja bym poszła pod prysznic.
-No pewnie, idź. A my zjemy śniadanko.
Cieszyłam się, że teściowa zajęła się małym. Było mi cholernie niedobrze. Po prysznicu wyglądałam lepiej, ale czułam się fatalnie. Takie skutki picia wódki. Ubrałam czarno-biały dres, włosy związałam w wysoką kitkę i weszłam do kuchni, gdzie siedziała cała rodzinka.
-Dzień dobry tato- przywitałam się z teściem.
-No cześć córeczko. Ale dzisiaj duszno jest nie? Tak mi się pić chce, jakaś suchota na dworze- marudził, puszczając mi oczko.
-Noo, chyba już jest powyżej 30 stopni- i wyszczerz w kierunku ojca, na co mama w śmiech.- A co się tacie stało? Jakaś szrama na policzku?- uważnie mu się przyjrzałam.
-Rzuciła się na niego półka- wyjaśniła teściowa, śmiejąc się.
-Oj cicho Iwonka, Kuba nie słuchaj co mama opowiada. I jedz, bo o 10 do zoo jedziemy.
-Tata rypnął w półkę?- mały Kurek niedowierzał.
-Synek, mama okna pootwierała i taki przeciąg zrobiła, że mnie zarzuciło na nią- tłumacz, a ja tłumiłam śmiech, karmiąc Olka.
Czuję, że dzisiejszy dzień będzie pełen jęków, marudzenia i śmiechu. Nigdy nie pomyślałabym, że ot tak napiję się z teściem, a potem będziemy jeszcze razem się z tego śmiać, a nikt nie będzie miał o to pretensji. No prawie nikt, bo oczywiście mój mąż telefonicznie dał mi opierdziel. Ja jakoś zawsze musiałam być cicho, gdy on pił z kolegami. A ten szaleje tam w Spale i pewnie cała kadra wie, że porządziłam sobie z teściem. Oby tylko do Bydgoszczy tego nie doniósł. No ale Adamowi się nie odmawia.
-Ładnie wczoraj przesadziłaś. Co sobie mogli moi rodzice pomyśleć? Psujesz sobie opinię- już chciałam się odezwać, ale niee.- A jakby coś się Olkowi stało? Zachowałaś się nieodpowiedzialnie. Wiesz jak się wczoraj wkurzyłem? Nie mogłaś odmówić ojcu? Nie ma mnie kilka dni, a Ty już sobie solidnie pijesz. Ty poczekaj jak ja przyjadę, wtedy sobie pogadamy- i się rozłączył.
A niech on mnie już nie wkurza. Pojechał sobie i niech tam siedzi. Pasztet. Nie wiem co ja w nim widziałam, gdy braliśmy ślub. Przecież to gbur jest! Gbur i pajac! I pasztet.
No to po szklanie i do zoo.

*
Cały dzień razem z tatą zdychaliśmy. W bagażniku mieliśmy zgrzewkę wody, bo jak tu wytrzymać w taki upalny dzień – tak to sobie tłumaczyliśmy. Olek fascynował się słoniem, foką, żyrafą, no jednym słowem wszystkim. Mamusia chciała załatwić z szefem zoo, aby zostawić tatę tutaj. Niestety powiedzieli, że takich okazów nie przyjmują. Trudno. Może Bartka tu jakoś wcisnę. Na obiad zrobiliśmy gwizdane – już na dwa dni. Czyli nie ma obiadu. Wyszłam z Olkiem na spacer, bo przecież on nie chce siedzieć w domu, a szkoda. I nagle oświeciło mnie, że powinnam zadzwonić do mojego ukochanego paszteta. Od dziś tylko takie będzie miał określenia.
-Teraz nie mogę za bardzo rozmawiać, bo mam cały pokój panienek- usłyszałam, aż musiałam przysiąść na ławce.
-Okej, ja idę na wódkę z teściem. To się zdzwonimy później- powiedziałam i się rozłączyłam.
Mówiłam już, że to gbur? Niech on w ogóle mi się w domu nie pokazuje, biorę z nim rozwód, o! No patrzcie, łaskawca oddzwania teraz. Dobra, odbiorę.
-Cześć kochanie! Co robicie? My właśnie z obiadu idziemy- nawijał, śmiejąc się.
-Przepraszam bardzo, a panienki w pokoju? Pospiesz się, bo pewnie nie mogą się już doczekać!
-No żartowałem skarbie. Chciałem popsuć Ci humorek- śmiał się jak debil.
-Jak umrzesz pierwszy, to Ci napiszę na nagrobku „Bartek, ty świnio”- planowałam, a ten dalej ryje się. I weź tu z takim się dogadaj.
-Ej, ale zrobimy sobie taki grobowiec, nie?- pytał, a ja zaczęłam poważnie się nad tym zastanawiać.- Będziemy leżeli blisko siebie, w sumie obok siebie..
-A idź mi. Przysięgałam Ci, że do śmierci i ani dnia dłużej, więc Ciao Bella- weszłam z Olkiem na plac zabaw, gdzie mały od razu pobiegł do piaskownicy.
-Ale jesteś niemiła.. Nie taką żonę chciałem- i już zaczyna marudzić, dlaczego on jest moim mężem?!
-Taką sobie wziąłeś, to się męcz- i wielkim triumfalny uśmiech pojawił się na mojej twarzy.
-Chyba jakoś wytrzymam. Co robi Olo?
-Bawi się.. Chcesz go?- i nadeszła ta chwila, w której syn będzie pierwszy raz rozmawiał z ojcem przez komórkę.
-Cześć synku! Tu tatuś!- krzyknął, aż ja usłyszałam.
-Tata? Sześć! Co robiś?- odłożył wiaderko i z zainteresowaniem w oczach rozmawiał.
-Obiad zjadłem i leżę na łóżku. A Ty? Dobrze się bawisz?
-Taaak! Jestem z mamą na placu i jest fajnie! A wuja Kuba dał mi ciacho, jak nikt nie widział!- no patrzcie, czego to ja się dowiaduję.
-I dobre było? Tylko mamie nie mów- rechotali obydwaj.
-Dobla, mamie nie powiem.. Kiedy będziesz?- podniósł łopatkę i sypnął we mnie piaskiem.
-Nie wiem skarbie. Postaram się szybko wrócić.. Daj mi synku mamę jeszcze..- i już komóreczka w mojej rączce.
-Czego dusza pragnie?- spytałam, wstając z ławki.
-17 sierpnia przyjadę na weekend. Zrób mi pierogi- żądał, wywołując u mnie śmiech.
-Ty już mi to mówisz? Przecież dziś jest 6!
-No żebyś się oswoiła z myślą, że robisz mi pierogi. Takie dobre, jak u teściowej..- marzył.
-To wiesz co, Ty może zamiast do Bełchatowa to jedź do Bydgoszczy i poskarż się, że żona Cię głodzi. I na pewno dostaniesz wielgachną michę pierożków- niech sobie jedzie, a co!
-Głupia jesteś. Chcę do domu. I ma być pyszny obiad.
-Zupką chińską się zadowolisz. Kochanie ja kończę bo Twój syn marudzi i chyba się na deszcz zbiera, a poza tym mam takiego kaca..- mówiłam, biorąc Olka na ręce i kierując się do domu.
-Najlepszy sposób na kaca to nie pić poprzedniego dnia- wyznał inteligentnie.- Kocham Was, ucałuj małego. Paa.
-My Ciebie też- i tak to zakończyliśmy naszą rozmowę, biegnąc w deszczu.

*
A tydzień później, w poniedziałek prosto z Nysy jechałam do Rzeszowa. Tak, do żony naszego libero. Na tyłach siedział Olo ze swoim ulubionym wujkiem Kubą, który jedzie do nas na wakacje. Rankiem zadzwoniłam do Iwonki i poinformowałam ją, że przyjeżdżamy. Nawet nie wiecie jaka radość ogarnęła jej serce! W przypływie chwili wyruszyła do piekarni po drożdżówki, pączki, ciastka i nawet po karpatkę! Jezu, ile ona tego kupiła! Przez nią przytyję jakieś 2 kg, niczym po Wigilii. Olo, Kuba, Seba i Domi zamknęli się w pokoju młodego Ignaczaka i zapewne bawili się w przeróżne zabawy. Co chwilę słyszałyśmy ich śmiechy, aż ciepło na sercu.
-No i Kurkowa, w końcu przyjechałaś. Ty wiesz, jak ja marudziłam Krzyśkowi, żebyśmy do was pojechali? Ale on nie, bo dopiero się zeszliście i chcecie pewnie razem pobyć..- relacjonowała.
-Obiecuję poprawę i częściej będę wpadać tutaj. Ale teraz liczę na Wasz przyjazd. W sumie to mam propozycję- genialny pomysł wpadł mi do głowy.
-Co Ci tam do główki strzeliło, co?- podała na stół kubki z kawą, wygodnie usiadła na krześle.
-Bo panowie zjeżdżają na ten weekend, nie?- zapytałam, na co potwierdziła kiwnięciem głowy.- Więc jak oni wyjadą, to byś mogła przyjechać do Bełchatowa, a stamtąd pojechałybyśmy do Jaroszowej Agnieszki. Ona jest teraz „na dniach”, pewnie się ucieszy z naszej wizyty..
-Ale to jest dobry pomysł! I tak zrobimy. No dalej, częstuj się- podsunęła mi „pod nos” ślicznie pachnącego pączka, i jak tu go nie zjeść?






„Cześć Dośka! Bardzo lubię czytać Twoje opowiadanie, non stop myślę o Kurkach ;) Mam nietypową prośbę, pewnie takiej jeszcze nie słyszałaś.. W lutym obchodzę osiemnaste urodziny. Wiem, nie znamy się i wgl po co Ci to piszę ale.. Chciałabym od Ciebie prezent. I z jaką bezczelnością to napisałam <sory>. Marzy mi się opowiadanie ze mną w roli głównej. No może po części. Ja + zespół After Party. Wiem, szał na disco trwa. Chciałabyś spełnić moją prośbę? Proszę o odpowiedź, bardzo chciałabym taki osiemnastkowy prezent.

Całuję, Madzia.”




Cześć. Powyższą wiadomość otrzymałam wczoraj na gg. Jestem w niemałym szoku, że ktoś nieznajomy zwrócił się do mnie z taką propozycją. Podjęłam rozmowy z tą dziewczyną <jestsuper> i wstępnie się zgodziłam. Przyznam, że o zespole disco nigdy nie pisałam, ale wszystkiego w życiu trzeba spróbować. Byli Jonasi, Villa, Fabregas, siatkarze to i może After Party?

Co o tym myślicie?

I dziękuję za miłe słowa pod poprzednim rozdziałem. Jak wszystko dobrze zaplanuję to i blogi ogarnę. Do następnego ;))